Wprowadzona w 2018 r. skarga nadzwyczajna ma służyć przede wszystkim zapewnieniu praworządności i sprawiedliwości społecznej, więc także nadawaniu orzecznictwu sądowemu ludzkiego oblicza. Ta procedura była mocno reklamowana przez rządy PiS jako narzędzie usuwania niesprawiedliwych orzeczeń od czasu obowiązywania obecnej Konstytucji RP oraz tych wydawanych obecnie.
Z drugiej strony zanim wprowadzono ustawą skargę nadzwyczajną, toczyła się ostra dyskusja o sens tego nowego narzędzia i już wtedy iskrzyła nieufność na linii starzy–nowi sędziowie, a tylko z nowych składa się Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN rozpatrująca skargi nadzwyczajne. Dało się słyszeć kąśliwe uwagi, że oto profesorowie w części bez praktyki sędziowskiej będą nas, doświadczonych sędziów, poprawiać. Obecny rząd nie tylko chciałby tę Izbę SN zlikwidować, ale finalizuje prace nad ustawą znoszącą skargę nadzwyczajną. W każdym razie chce ją ograniczyć i przekazać te kwestie sędziom zajmującym się dłużej stosowanymi kasacjami, które skargą nadzwyczajną też są obecnie w pewnym zakresie kontrolowane.