Dziś w warszawskim wojewódzkim sądzie administracyjnym rusza sprawa skargi Pawła Kowalczyka na decyzję Samorządowego Kolegium Odwoławczego. SKO podtrzymało decyzję prezydent Hanny Gronkiewicz-Walz, która odmówiła rodzinie Kowalczyka wypłaty becikowego. Dlaczego? Kowalczykowie, którzy mieli już sześcioro dzieci, nie przedstawili zaświadczenia, że matka, będąc w ciąży z siódmym dzieckiem, była pod opieką lekarza od 10. tygodnia ciąży. A taki jest warunek jego wypłaty.
Rodzice tłumaczą, że nie mogli tego zrobić wcześniej, bo żona nie wiedziała o swoim stanie. – Nasze szóste dziecko urodziło się w styczniu 2011 r. Siódme 17 miesięcy później. Naturalne karmienie poprzedniego i brak regularnych cykli po poprzednich porodach spowodowały, że żona w 10. tygodniu nie była świadoma swojego stanu – tłumaczy Kowalczyk.
Ojciec, który sam jest adwokatem, wskazuje, że żona nie miała żadnych podstaw, by skorzystać z pomocy lekarskiej i tym samym wypełnić wymóg ustawy o świadczeniach rodzinnych. Jak czytamy w skardze, o siódmej ciąży rodzice dowiedzieli się w 12. tygodniu ciąży. Niezwłocznie po tym żona Kowalczyka udała się do ginekologa, a następnie pozostawała pod jego stałą opieką.
To nie pierwszy tego rodzaju przypadek. Eksperci wskazują, że choć powinno sie pozostawić zapis stanowiący, by kobiety ubiegające się o becikowe przedstawiały zaświadczenie, że były pod opieką lekarską, to ustalony na 10. tydzień termin jest nieżyciowy. Zdarza się bowiem że kobiety, podobnie jak to ma miejsce w przypadku rodziny Kowalczyków, nie wiedzą wtedy, że spodziewają się dziecka. Są więc później dyskryminowane nie ze swojej winy.
Przepisowi obiecuje przyjrzeć się Władysław Kosiniak-Kamysz, minister pracy i polityki społecznej. – Przeanalizujemy ten i inne tego rodzaju przypadki. Jeśli rzeczywiście jest tak, że ten limit jest ustalony na zbyt niskim poziomie, podniesiemy go do około 15. tygodnia – mówi „Rz" Kosiniak-Kamysz.