Korespondencja Jerzego Haszczyńskiego i Kuby Kamińskiego z Libii
Atak na 20-tysięczną Bregę, miasto szczególnie ważne dla przemysłu naftowego Libii, zaczął się o 3 nad ranem. Kilkadziesiąt samochodów nadjechało od zachodu, drogą z Syrty, rodzinnego gniazda Muammara Kaddafiego. Po kilku godzinach walki toczyły się w przemysłowej dzielnicy zwanej Area 1, na małym uniwersytecie Jasnej Gwiazdy i w centrum.
Galeria zdjęć Kuby Kamińskiego z frontu
Gdy dojeżdżaliśmy do miasta około 14, nie było wiadomo, w czyich jest rękach. Z głośnika naszego samochodu dobiegały informacje Radia Wolna Libia. Co chwilę inne. Mieszkańcy Bregi dzwonili i mówili raz o odbiciu z rąk kaddafistów zakładów naftowych, raz o ich ponownym przejęciu. Nie wiedzieliśmy, czy nie wjedziemy wprost na teren opanowany przez oddziały Kaddafiego, według którego jesteśmy w Libii nielegalnie i powinniśmy być za to ukarani.
Na ostatnim posterunku przed Bregą zebrało się kilkadziesiąt samochodów, w tym terenowe toyoty z żołnierzami, którzy przeszli na stronę rewolucji, i bojownikami w cywilu, mające na pakach działka przeciwlotnicze. Nagle, o 14.30, usłyszeliśmy odgłos samolotów. Jeden było wyraźnie widać. Masa ludzi rzuciła się do ucieczki, samochody zaczęły się rozjeżdżać w różne strony, by nie być łatwym celem dla samolotów.