Kobieta jak samotny kamień

Przed dwoma laty Volker Schloendorff zrealizował film o narodzinach „Solidarności”. Niestety, w kinach „Strajk” miał bardzo małą widownię. Teraz jest szansa na nadrobienie zaległości

Publikacja: 31.07.2008 05:37

Kobieta jak samotny kamień

Foto: Canal+

Niemiecki reżyser długo się wahał, czy ma prawo wtrącać się do polskiej historii. – Im więcej czytałem, myślałem i rozmawiałem z ludźmi, tym bardziej się tego filmu bałem – powiedział mi w rozmowie. – Powtarzałem producentowi: „Znajdźcie sobie polskiego reżysera”. Sądzę, że nigdy nie podjąłbym się nakręcenia fresku politycznego o Polsce. Zgodziłem się wyreżyserować ten film, bo to nie jest obraz o „Solidarności”, podobnie jak mój „Dziewiąty dzień” nie był filmem o Trzeciej Rzeszy i obozach koncentracyjnych. W „Strajku” opowiadam o jednostce, która pozostaje wierna wartościom, w jakie wierzy.

Bohaterka filmu w latach 60. przyjeżdża do Gdańska ze wsi i w stoczni staje się przodownicą „pracy socjalistycznej”. Schloendorff pokazuje jej dojrzewanie. W miarę upływu lat jej proste zasady, wiara w prawdę i poczucie ludzkiej solidarności zaczynają się coraz bardziej kłócić z pełnym sloganów zakłamaniem komunizmu. Agnieszka uruchamia lawinę, która doprowadzi do przełomu roku 1980.

– Ona ma nienaruszalne zasady – mówił Schloendorff. – Wie, że pewnych rzeczy po prostu się nie robi. Nie ma politycznej świadomości i wcale nie chce zmieniać biegu historii. Co najwyżej drobne rzeczy wokół siebie. To, co wydaje jej się niewłaściwe, niegodziwe. Jest trochę jak samotny kamień. Najpierw komuniści, rękami takich jak ona, chcą zbudować nowy świat, potem próbuje ją wykorzystać Kościół. A ona w każdej sytuacji pozostaje sobą. I nagle – z tą swoją uczciwością i niezłomnością – staje się trybem, który porusza wielką machinę zmian.

Mimo zastrzeżeń Schloendorffa jest w „Strajku” także Polska. Ta szara, smutna, komunistyczna, w której najpiękniejsi są ludzie i ich solidarność. Film oparty jest na losach Anny Walentynowicz. Niestety, ona sama nie zaakceptowała scenariusza, groziła procesem. Reżyser, pełen wielkiej estymy w stosunku do niej, bardzo tę burzę przeżył.

– Chciałem złożyć hołd „Solidarności” i Annie Walentynowicz – mówił mi rok po premierze. – Włożyliśmy w „Strajk” dużo wysiłku i serca. Dlatego debata polityczna, która wokół nas rozgorzała, powaliła mnie. Jeszcze większym rozczarowaniem stało się to, że filmu nikt nie chciał zobaczyć. Widzowie stwierdzili: „To polityka. Dajmy sobie spokój”.

To prawda, obraz wszedł na ekrany w czasie, gdy Polacy czuli sporo niechęci do brudu politycznych walk. Może dziś przyszedł moment, by wrócić do tego interesującego filmu opisującego kawałek polskiej historii.

Niemiecki reżyser długo się wahał, czy ma prawo wtrącać się do polskiej historii. – Im więcej czytałem, myślałem i rozmawiałem z ludźmi, tym bardziej się tego filmu bałem – powiedział mi w rozmowie. – Powtarzałem producentowi: „Znajdźcie sobie polskiego reżysera”. Sądzę, że nigdy nie podjąłbym się nakręcenia fresku politycznego o Polsce. Zgodziłem się wyreżyserować ten film, bo to nie jest obraz o „Solidarności”, podobnie jak mój „Dziewiąty dzień” nie był filmem o Trzeciej Rzeszy i obozach koncentracyjnych. W „Strajku” opowiadam o jednostce, która pozostaje wierna wartościom, w jakie wierzy.

Telewizja
Międzynarodowe jury oceni polskie seriale w pierwszym takim konkursie!
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Telewizja
Arya Stark może powrócić? Tajemniczy wpis George'a R.R. Martina
Telewizja
„Pełna powaga”. Wieloznaczny Teatr Telewizji o ukrywaniu tożsamości
Telewizja
Emmy 2024: „Szogun” bierze wszystko. Pobił rekord
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Telewizja
"Gra z cieniem" w TVP: Serial o feminizmie w dobie stalinizmu