Dirty Dancing” (1987), historia wakacyjnej miłości panny z dobrego domu i przystojnego nauczyciela tańca, na stałe zapisała się w historii kina. Film – świetnie zatańczony, zawierający wiele nieśmiertelnych scen miłosnych, którymi ekscytowały się kolejne pokolenia nastolatek – dla duetu Grey – Swayze stał się przepustką do sławy.
Każde inaczej wykorzystało swoją szansę – Swayze po „Dirty Dancing” zyskał status czołowego hollywoodzkiego amanta, ale obronił się przed zaszufladkowaniem i sporo grał, praktycznie do samego końca. W ub. roku zmarł na raka trzustki. Jego śmierć poruszyła wszystkich, Jennifer Grey – pewnie bardziej niż innych. Wróciły wspomnienia chwil spędzonych razem na planie „Dirty Dancing”, wspólnych treningów, prób podnoszeń w lodowatej wodzie jeziora, które w filmie zaowocowały jedną z najpiękniejszych scen.
– Kiedy myślę o tamtych dniach, widzę siebie w silnych ramionach Patricka – mówiła Grey po śmierci swojego filmowego partnera. – To był wspaniały człowiek, prawdziwy kowboj, ale o wrażliwym sercu. Ktoś, komu można było zaufać.
Po raz pierwszy Gray i Swayze spotkali się na kilka lat przed „Dirty Dancing” – przy okazji thrillera „Czerwony świt” (1984). Początkowo niezbyt przypadli sobie do gustu. Do tego stopnia, że Grey się wahała, czy przyjąć kolejną propozycję współpracy – „Dirty Dancing”.
Po tym filmie wszystko się zmieniło, aktorski duet połączyła prawdziwa przyjaźń. Ale zawodowe drogi tej pary szybko się rozeszły.