Kiedy w 2013 r. powstawała gra „The Last of Us”, na której oparty jest serial, wiceprezes studia Naughty Dog Neil Druckman zacytował Kurta Cobaina: – Mam prośbę do naszych fanów. Jeśli ktokolwiek z was w jakikolwiek sposób nienawidzi homoseksualistów, ludzi o innym kolorze skóry lub kobiet, niech zrobi nam przysługę – i wyp….la. Nie przychodź na nasze koncerty i nie kupuj naszych nagrań.
Ale już w 2020 r. w polskiej sieci pojawiły się dyskusje na temat preferencji seksualnych bohaterów. Teraz powróciły po trzecim odcinku. To nietypowo rozbudowany epizod. Na główną postać wyrasta Bill (Nick Offerman), dawny kolega głównego bohatera serialu Joela (Pedro Pascal). Joel, w postapokaliptycznej Ameryce, którą zdziesiątkowała pandemia zabójczego grzyba i przenoszące zarazę zombie, konwojuje nastoletnią dziewczynkę Ellie (Bella Ramsey) do strefy kwarantanny. Zanim jednak Joel trafi do domu Billa, oglądamy, jak życie Billa wyglądało.
To wyznawca spiskowych teorii, który kultywuje przywiązanie do broni (kolekcja zajmuje całą ścianę). Można sobie wyobrazić, że to wyborca Donalda Trumpa. Wzorem amerykańskich pionierów uczynił ze swojego domu twierdzę, jak na Dzikim Zachodzie. Różnica polega na tym, że nie przed Indianami czy rzezimieszkami się broni, lecz przed wspomnianymi zombiakami.
Czytaj więcej
Czy „The Last of Us” przekona w końcu wszystkich, że z gier wideo może powstać dobry scenariusz?
Sceny walki wypadają naiwnie, jakby to była gra dla dzieci, producenci serialu postanowili jednak poszerzyć historię mężczyzny, przełamując wizerunek groźnego wojownika-samotnika w stylu filmów „Tajemnice Brokeback Mountain” (2005) i „Psich pazurów” (2021), gdzie za maską kowboja-maczo krył się tkliwy homoseksualista.