Twórcy niemieckiego serialu dokumentalnego zabierają nas w magiczną wyprawę do najliczniejszego państwa świata. Przypominają jego historię, docierają do ciekawych zakątków, prezentują życie codzienne mieszkańców.
To kraj o niezwykłej przeszłości, egzotycznej kulturze, wzbudzający wciąż wielkie emocje. Nosił wiele różnych nazw. Rzymianie nazywali go Serica. Od czasów Marca Pola przyjęła się nazwa Kataj (po rosyjsku – Kitaj) od Kitanów, czyli wschodniego ludu protomongolskiego zamieszkującego Mandżurię. W epoce odkryć geograficznych pojawiła się China i wywodząca się od niej nowa nazwa łacińska – Sina (stąd sinologia, czyli chinoznawstwo). Sami Chińczycy często mówią o swoim kraju Zhongguo – Państwo Środka.
W pierwszym odcinku serialu poznajemy Syczuan, położoną na południowym zachodzie Chin prowincję graniczącą z Tybetem. Tamtejszy park narodowy Juizhaigou charakteryzujący się niezwykłym górzystym krajobrazem trafił na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. W Juizhaigou, na wysokości 4 tysięcy metrów n.p.m., znajdują się przepiękne jadeitowe jeziora. Ich niezwykły kolor to zasługa występujących na dnie minerałów i glonów. Po parku można się poruszać jedynie wyznaczonymi szlakami lub elektrycznymi autobusami. Dzięki temu udało się zachować dziewiczy charakter tego miejsca.
Druga część cyklu to podróż po położonej we wschodnich Chinach prowincji Jiangsu. Jej krajobraz i historię kształtowała woda: potężna Jangcy przepływająca przez jej terytorium oraz Tai Hu – jedno z największych jezior Chin. Nic dziwnego, że właśnie w Jiangsu znajduje się Wenecja Wschodu – stosunkowo niedawno odkryte przez turystów, a liczące dziewięć wieków urocze miasteczko Zhaouzhuang, położone wśród malowniczych kanałów, pełne małych warsztatów, herbaciarni i sklepików. Sceneria jak nie z tego świata. Woda zapewniała mieszkańcom dobre zbiory, a położenie w pobliżu szlaków handlowych – obroty.
Oglądamy, jak mieszkańcy przygotowują się na niedzielny wysyp turystów. Widzimy, jak punktualnie o 8 rano pojawiają się pierwsze grupy. Przed wejściem do miasta trzeba kupić bilet. Nastawiona na rzesze zwiedzających Wenecja Wschodu coraz bardziej, niestety, przypomina Disneyland.