W końcu każdemu wolno kręcić. Problem w tym, że dokument powinien trzymać się faktów. Tymczasem już promocyjny teledysk, który go zapowiada, woła o pomstę do nieba. Żeby nie było, że się czepiam albo nie potrafię uszanować zmarłej. Sam Wojciech Czuchnowski z „Gazety Wyborczej”, o której można powiedzieć dużo, ale nie to, że Blidy nie szanuje, napisał: „Trudno bronić tego utworu. Łopatologią treści i częstochowskimi rymami piosenka razi każdego z minimalnym wyczuciem dobrego smaku”. Kilka wersów potem, gdy zorientował się, że wszedł na ruchome piaski wielkiej polityki, na wszelki wypadek chwyta się myśli, że wprawdzie rzecz jest skrajnie niesmaczna, to jednak: kto skrytykuje, ten pałkarz. „Kontrowersyjna piosenka będzie (już jest) pałką służącą do krytykowania samego filmu. Poręczną i wygodną, bo pozwoli odejść od poważnej dyskusji na temat tego, co ujawnili autorzy (...) na rzecz natrząsania się z nieudolnych rymów” – wyprzedza uderzenie Czuchnowski. Piosenkę promującą film śpiewa odtwórczyni roli Blidy Adrianna Biedrzyńska. Krzywi się przy tym jak bohaterowie „Pancernika Potiomkina”. Niestety, jeśli ktoś przespał wszystko, co w kinematografii zdarzyło się później, jest zdany wyłącznie na intuicję.

Najbardziej niezwykłe są tu jednak nie wykonanie czy grafomański tekst, przy którym Doda to Wisława Szymborska. Najważniejsze, że nie trzeba już oglądać filmu, by poznać przebieg tragicznego dnia w domu Blidów. Wprawdzie Kalisz, przesłuchując Ziobrę, nie wspominał o zabójstwie, ale naprawdę było tak: „Tuliłam go w dłoni/Chciałam Ciebie osłonić/A ona tam stała/Groziła, krzyczała. Zabiła”. Barbara Blida zatem ukrywała w dłoni pistolet, by osłonić (w zasadzie mówi się: „osłaniać”) męża. Zginęła zaś z ręki nie własnej, ale funkcjonariuszki ABW.

Doczekać się nie mogę kolejnego dokumentu Pytlakowskiego i Latkowskiego – o śmierci Marka Rosiaka. Grać go powinien Andrzej Grabowski, który w kluczowym momencie podbiegnie do Daniela Olbrychskiego grającego Stefana Niesiołowskiego, wbije mu nóż w gardło, po czym sam się zastrzeli, śpiewając: „Groziłem, krzyczałem, zabiłem...”. Wszystko na oczach Ryszarda C. granego przez Stefana Niesiołowskiego, który do tego czasu ostatecznie przerzuci się na aktorstwo. Wyobraźnię ma bowiem nie mniejszą od twórców filmu. A ekspresję na pewno lepszą niż Biedrzyńska.

[ramka] [link=http://blog.rp.pl/feusette ]blog.rp.pl/Feusette[/link][/ramka]