Nikt w Berlinie nie ekscytuje się już płonącymi niemal co noc samochodami. Celem lewicowych ekstremistów stała się obecnie kolej. Od kilku dni policja znajduje coraz to nowe ładunki zapalające na trasie kabli sterujących semaforami i innymi urządzeniami. Wiele bomb zapalających zdołano unieszkodliwić w tunelu prowadzącym do dworca centralnego, chluby stolicy Niemiec. Spłonęły jednak kable na linii prowadzącej do Hamburga, co wyłączyło ją z ruchu.
– Krok po kroku do terroryzmu – komentuje te wydarzenia berlińska prasa. Do sabotaży przyznała się nikomu nieznana organizacja lewicowych ekstremistów nazywająca się: Hekla – Komitet Powitalny Inicjatywy na rzecz Erupcji Społecznych. – Czy jest to nowy RAF? – pytają niemieckie media. – RAF (Frakcja Czerwonej Armii – przyp. red.) także zaczynała od akcji skierowanych przeciwko rzeczom – tłumaczy Bernhard Witthaut, szef związku zawodowego policji.
Berlin jest miejscem, gdzie działają setki lewackich grup, począwszy od anarchistów aż po ugrupowania trockistowskie czy maoistowskie. Wiele jest gotowych do użycia przemocy w walce o sprawiedliwy porządek społeczny. Odzwierciedlają to stołeczne statystyki notujące dramatyczny wzrost przestępstw w wykonaniu lewicowych ekstremistów. – Obawiam się, że może ich być jeszcze więcej – mówi Kai Hirschmann z Instytutu Badań nad Terroryzmem. Jego zdaniem przyczyn należy szukać we frustracji młodych Niemców mających poczucie wykluczenia ze społeczeństwa, obwiniających za taki stan system finansowy współczesnego świata, zjawisko globalizacji oraz generalnie kapitalizm zwiększający stale nierówności społeczne.
Z badań niemieckiego kontrwywiadu wynika, że nastroje anarchistyczne i antypaństwowe ulegają radykalizacji w środowiskach lewackich od czasów spotkania przywódców G8 w Heiligendamm. Protestowało tam wtedy kilkadziesiąt tysięcy młodych ludzi z całych Niemiec domagając się przebudowy świata w duchu sprawiedliwości i solidarności. To po tych demonstracjach w Berlinie zaczęły płonąć drogie samochody traktowane jako symbol nieokiełznanego kapitalizmu. W tym roku z dymem poszło już ponad pół setki samochodów, już niekoniecznie luksusowych, co oznacza, że sprawcy dają wyraz swej frustracji niekoniecznie z powodów ideologicznych. Podobnie w Hamburgu. Akcja rozprzestrzenia się na wiele innych miast.
Policja jest bezradna. Ocenia się, że w całych Niemczech jest obecnie co najmniej 7 tys. lewaków gotowych na wszystko w imię walki ze znienawidzonym systemem. W lewackich organizacjach działa aktywnie w sumie 25 tys. osób. To stosunkowo niewiele, jeżeli przyjąć, że zwolenników prawicowych ekstremistów jest o jedną trzecią więcej. Ci ostatni zeszli jednak na dalszy plan w obliczu powodzi informacji o przestępczej aktywności lewaków. – Porównywanie obecnej sytuacji z początkami RAF jest nieporozumieniem – przekonuje Kai Hirschmann, tłumacząc, że Frakcja Czerwonej Armii działała z pobudek ideologicznych, przynajmniej tak była postrzegana przez swych zwolenników.