Prezydent Bronisław Komorowski jest przekonany, że wprowadzona miesiąc temu ustawa nakazująca segregowanie śmieci to dla Polski „skok cywilizacyjny". – Widać, że gospodarka śmieciowa ruszyła i jest elementem postępu – mówił w miniony weekend w Szczecinie. Optymizm głowy państwa wydaje się jednak przesadzony. Jak można przeczytać w najnowszym „Przekroju", Polacy nie chcą poświęcać czasu na dzielenie śmieci na plastikowe, szklane, papier itd.
– Nie segreguję i nie zamierzam. Nie ufam ekologom. Nie ufam politykom. Segregacja śmieci w polskich realiach nie ma sensu. Mamy do czynienia z ekopropagandą – mówi w rozmowie z „Przekrojem" Monika, urzędniczka państwowa i absolwentka prestiżowej uczelni.
Podobnego zdania jest także podróżnik Michał Cessanis, który opowiada, że do segregowania zniechęcił się wtedy, gdy zobaczył, jak starannie posegregowane odpady trafiają do jednej śmieciarki. – Na co dzień używam energooszczędnych żarówek, oszczędzam prąd, używam papieru z recyklingu, a nawet sadzę drzewka. Ale segregować śmieci nie chcę. Zraziłem się – mówi.
Po co tyle utrudnień? Np. w Łomży kartony każą oczyszczać z plastiku i metalu
Hipokryzja? Raczej nie, bo do niesegregowania śmieci przyznaje się także wiele osób, które zajmują się badaniem recyklingu i są przekonane, że odzyskiwanie surowców to słuszna idea... ale nie w Polsce. Zdaniem Wojciecha Kacperskiego, socjologa miasta, w naszym kraju brakuje elementarnej infrastruktury: porządnych kontenerów blisko domu, solidnych kolorowych worków, małych kubłów na śmieci, bo te dostępne w handlu są za duże. Trzeba mieć cztery kubły, ale jak je zmieścić w kuchni pod zlewem? – Gdyby pojemniki były mniejsze. Gdyby regulamin był jaśniejszy. Wtedy byłoby łatwiej. I wtedy bym chętnie segregował – tłumaczy Kacperski.