– Nic nie robiłem, by przejąć po zmarłych rodzicach nieruchomość na drugim końcu Polski, nigdy mnie ona nie interesowała. Czy mogłem stać się jej właścicielem? – pyta Marian B., czytelnik z Bydgoszczy, zaniepokojony, że może być obciążony kosztami niezagospodarowania posesji. Chodzi o to, że stojący na niej dom jest w fatalnym stanie. Istnieje niebezpieczeństwo, że będą odpadać z niego dachówki czy fragmenty murów.
Marian B. prezentuje niestety dość typowy sposób rozumowania wielu spadkobierców, którzy niejako nie przyznają się do spadku, aby nie płacić np. podatku.
Milczenie jednak nie tylko nie „wywłaszcza" ze spadku, ale, co więcej, może zwiększać odpowiedzialność. Może bowiem pozbawić prawa do tzw. dobrodziejstwa inwentarza. Jeśli spadkodawca nie złoży oświadczenia o przyjęciu spadku z tzw. dobrodziejstwem inwentarza w ciągu sześciu miesięcy od śmierci spadkodawcy, o czym wielu nie wie bądź zapomina, odpowiada w pełni za długi zmarłego, mimo że nie zostawił majątku albo znacznie mniejszy niż jego długi (art. 1015 kodeksu cywilnego).
Spadkobierca może też w ogóle spadek odrzucić. Zostaje wtedy wyłączony od dziedziczenia, tak jakby nie dożył otwarcia spadku (ale w jego miejsce wchodzą np. jego dzieci). Oświadczenie o przyjęciu lub o odrzuceniu spadku składa się przed sądem lub przed notariuszem.
Jeśli spadkobierca nie odrzuci spadku, staje się właścicielem spadku z chwilą śmierci spadkodawcy. Stwierdzenia nabycia spadku czy notarialne poświadczenie dziedziczenia jest tylko formalnym potwierdzeniem tego faktu. Gdy spadek przypada kilku spadkobiercom, staje się współwłaścicielem, a do zarządzania schedą stosuje się odpowiednio przepisy o współwłasności w częściach ułamkowych. Zgodnie zaś z art. 207 k.c., pożytki i inne przychody z rzeczy wspólnej przypadają współwłaścicielom w stosunku do wielkości udziałów. W takim samym stosunku ponoszą oni wydatki i ciężary związane z rzeczą wspólną.