– Chcę poinformować Polaków, że po raz ostatni w dniu dzisiejszym ze strony jakiegokolwiek urzędnika MON padło słowo „generał" przy nazwisku pana Jaruzelskiego – zadeklarował 13 grudnia szef MON Antoni Macierewicz. – Podejmujemy kroki prawne mające na celu odebranie stopni wojskowych zarówno Wojciechowi Jaruzelskiemu, jak i Czesławowi Kiszczakowi – dodał.
Obecnie zdegradować może tylko sąd. Przełożeni mają takie uprawnienia tylko w odniesieniu do żołnierzy SWW i SKW. Dlatego realizacja zapowiedzi szefa MON wymagałaby zmian w ustawie o powszechnym obowiązku obrony. I choć od jego deklaracji minęły ponad cztery miesiące, do nowelizacji szybko nie dojdzie. Tak wynika z odpowiedzi, które „Rzeczpospolita" dostała od rzecznik resortu mjr Anny Pęzioł-Wójtowicz.
Spytaliśmy ją o postępy prac nad projektem. „Na obecnym etapie prac nad zmianą niniejszej ustawy nie jest możliwe wskazanie daty, kiedy projekt będzie gotowy" – napisała mjr Pęzioł-Wójtowicz. Dodała, że „resort obrony narodowej nie może udzielić szczegółowej odpowiedzi co do wprowadzanych zmian, przebiegu procesu dotyczącego pozbawiania stopni wojskowych, jak również wskazać, jak duża grupa oficerów będzie objęta degradacją".
– Wojciech Jaruzelski i Czesław Kiszczak są osobami, które symbolizują zaprzaństwo narodowe i realizowanie interesów sowieckich w Polsce. Doprowadzili do przelania polskiej krwi – podkreśla dr Jerzy Bukowski z Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych, które od lat zabiega o degradację obu generałów. – Dlatego deklaracja ministra mnie ucieszyła, jednak ewidentnie widać, że ktoś tu sypie piasek w tryby – dodaje.
Zauważa, że nowelizacja nie byłaby skomplikowana. Pisaliśmy już, że artykuł umożliwiający degradację w przeszłości istniał w ustawie o powszechnym obowiązku obrony i skorzystał z niego Lech Wałęsa, pozbawiając stopnia byłego prokuratora wojskowego gen. Stanisława Zarako-Zarakowskiego. W 2003 roku przepis wykreśliło SLD. Po deklaracji Macierewicza w MON powstał projekt przywrócenia tego artykułu w zmodyfikowanej formie. W połowie grudnia opublikowała go nawet „Gazeta Wyborcza".