Gen. Andrzej Pawlikowski, odchodząc pod koniec kwietnia z Biura Ochrony Rządu na emeryturę, otrzymał nagrodę jubileuszową za 25 lat pracy w służbie. Tyle że pracował w niej czynnie 16 lat. Do tego doliczono m.in. blisko cztery lata pracy w gospodarstwie rolnym ojca, co podwyższyło mu świadczenie. Problem w tym, że w tym czasie studiował – ustaliła „Rzeczpospolita".
Generał złożył dymisję z funkcji szefa BOR w styczniu 2017 r. Oficjalnie z powodów zdrowotnych, nieoficjalnie spekuluje się, że sprawa ma związek z tzw. aferą PKP, czyli kontraktem ma ochronę dworców kolejowych podczas Światowych Dni Młodzieży (były wspólnik Pawlikowskiego uzyskał kontrakt niezgodnie z prawem – przyp. aut.).
Formalnie jednak odszedł ze służby pod koniec kwietnia tego roku. W ten sposób zdążył odebrać jeszcze nagrodę jubileuszową za 25 lat służby.
Z dokumentu, który posiada „Rzeczpospolita", wynika, że Pawlikowskiemu początkową wysługę lat obecny szef BOR Tomasz Miłkowski ustalił na 1 października 1991 r. Czyli generał nabył prawo do tej nagrody 1 października 2016 r. Wypłacono mu ją jednak dopiero po siedmiu miesiącach. Z pisma wynika też, że nowy szef Biura zaliczył mu do wysługi lat, od której uzależniona jest wysokość uposażenia według stopnia służbowego, „okres pracy w gospodarstwie rolnym w charakterze domownika przed powołaniem funkcjonariusza do służby w BOR w wymiarze 3 lata, 11 miesięcy i 16 dni".
Z pozoru wszystko się zgadza, bo do nagrody zalicza się studia i praca w cywilu przed i po służbie. Andrzej Pawlikowski przyszedł do BOR w 1995 r. (w programie „Kuchnia Polska" w telewizji Republika Cezaremu Gmyzowi podał datę 1994 r.) – zaraz po pięcioletnich studiach inżynierskich na Politechnice Krakowskiej. Według ustawy o BOR i rozporządzenia MSWiA z 2002 r. ws. zasad naliczania okresu służby za okres studiów przysługuje 0,7 proc. wysługi lat. Za pracę w cywilu (także praca w gospodarstwie, czyli tzw. domownik) w okresie trzech lat przed przystąpieniem do służby – aż 2,6 proc. (kolejne – 1,3 proc.).