Czy zapewnienie bezpieczeństwa obywateli wyklucza ochronę przyrody?
Często tak się zdarza. Natomiast w przypadku zabezpieczenia wschodniej granicy Polski i Unii Europejskiej wydaje się, że mamy do czynienia z dosyć rzadką sytuacją, że cele militarne i związane z ochroną środowiska są zbieżne.
Wraz z prof. Wiktorem Kotowskim i prof. Przemysławem Chylareckim pokazaliście w Ministerstwie Obrony Narodowej ekspertyzę dotyczącą tzw. Zielonej Tarczy Wschód przy granicy z Białorusią. Polega ona m.in. na odtwarzaniu mokradeł, przywracaniu naturalnych lasów i ograniczeniu sieci dróg. Jak ten projekt został przyjęty przez wojsko?
Pokazaliśmy ten projekt w MON w styczniu. Spodziewaliśmy się batalii z ministerstwem i wymiany argumentów, co jest ważniejsze: przyroda czy bezpieczeństwo Polski. Zaskakujące było to, że ten projekt został przyjęty bardzo pozytywnie, przynajmniej w sferze deklaracji. Byłem zaskoczony, że generałowie, którzy są odpowiedzialni za Tarczę Wschód, mówią, iż najchętniej chcieliby widzieć na pograniczu zapuszczone lasy, mokradła lub torfowiska. To są działania, które my – przyrodnicy postulujemy od dawna, bo pomagają zachować bioróżnorodność. Zaś z perspektywy MON te same działania są użyteczne dla uszczelnienia granicy.
Czytaj więcej
Smocze zęby, rowy przeciwczołgowe, ale też zawczasu przygotowane miejsca do składowania amunicji...
Wasz projekt zakłada m.in. odtworzenie w tym rejonie lasów wielogatunkowych, z dużą ilością martwego drewna. Przejście przez taki las bez dróg jest trudne i czasochłonne, a ciężki sprzęt nie ma szans. To teren trudny dla potencjalnego przeciwnika. Na ile odbiór projektu przez wojskowych przełożył się na budowę Tarczy Wschód, bo przecież projekt ten jest realizowany od wielu miesięcy.
Naturalny las, gdzie nie ma żadnych wycinek ani dróg, jest bardzo gęsta roślinność drzewiasta i dużo martwego drewna zalegającego na gruncie, jest bardzo trudny do pokonania. To przypomina niekiedy bardziej wspinaczkę niż spacer. Z tego powodu wojsko identyfikuje niektóre rodzaje roślinności czy uwilgotnienia siedlisk jako teren slow-go. Zatem wydaje się, że podobnie patrzymy na przydatność tego typu naturalnych lasów. Ale od ogłoszenia Tarczy Wschód przez premiera minął już ponad rok i to, co się dzieje na przykład w Puszczy Białowieskiej, w mojej ocenie raczej nie jest zbieżne z tym, co słyszymy od przedstawicieli MON, i co możemy przeczytać w naszej ekspertyzie.
Wojsko zakłada, że na 50-60 proc. długości granicy z Rosją, Białorusią i Ukrainą będą umocnienia, pozostała część to będą elementy związane z przyrodą oraz odcinki przygotowane do zablokowania wyposażeniem zgromadzonym w odpowiednich magazynach. Wy proponujecie oddać część dróg naturze, nie sprzątać ich, nie udrażniać, nie utwardzać czy poszerzać, tymczasem wzdłuż granicy z Białorusią wojsko buduje drogi.
Prace realizowane na zlecenie Straży Granicznej dotyczą drogi prowadzącej wzdłuż zapory. Jest ona utwardzana, wyrównywana. Rozumiem, że Straż Graniczna musi mieć taką drogę, aby szybko się poruszać i zatrzymywać ludzi, którym udaje się przejść przez zaporę. Rozumiem, że taka droga jest niezbędna, z tym nie dyskutuję, bo takie są realia. Natomiast niepokoi mnie to, co się dzieje głębiej w lesie, gdzie mamy wiele dróg, które dochodzą do granicy, są do niej prostopadłe. Są one oddalone od siebie mniej więcej o 400-500 metrów. Jeżeli założylibyśmy czarny scenariusz, to takimi drogami od granicy mogą się bardzo szybko poruszać np. wrogie grupy sabotażowe czy dywersyjne na quadach lub motocyklach. Takie sytuacje obserwujemy na Ukrainie.