I dobrze, i źle. Na operacjach armia zyskuje – nabywa nowego doświadczenia, testuje sprzęt, nowe procedury, uczy się nowego sposobu wykonywania zadań. Natomiast nie da się ukryć, że są też straty. Takie, których nie da się wycenić, czyli straty życia ludzkiego i zdrowia wielu żołnierzy oraz te, które mają wymiar finansowy.
Nie ulega wątpliwości, że środki finansowe, które zostały wydane na misje, szczególnie tak kosztowne jak misja w Afganistanie, pomniejszają nasze możliwości modernizacyjne. Ale należy pamiętać, że część sprzętu wróci z misji do kraju, a dodatkowo – w tych kosztach partycypują sojusznicy. Na przykład Amerykanie zapewniają transport żołnierzy i sprzętu do Afganistanu – a to są ogromne koszty.
[b]A kiedy sami będziemy mogli transportować własnych żołnierzy i sprzęt samolotami Herkules. Gdy ostatnio próbowaliśmy, maszyna musiała w Afganistanie lądować awaryjnie. [/b]
W tym przypadku wstępne wyniki prac komisji wskazują, że nie była to wina pilotów, lecz awaria. Samolot był wypożyczony od USA. Stany Zjednoczone zresztą zezwoliły nam, by już po awaryjnym lądowaniu herculesa wymontować z niego to, co się przyda naszemu lotnictwu, a samolot „skasować”.
Na razie mamy dwa samoloty Hercules. Trzeci będzie wkrótce. Dwa pozostałe mają dotrzeć i wszystko wskazuje na to, że program Herculesa zamkniemy najpóźniej w przyszłym roku.
[i]—rozmawiała Edyta Żemła[/i]