Nasze zużycie papieru zmniejszyło się w ostatnim roku o prawie 60 proc., czyli o 13 ton papieru. Nie wiem, ile drzew w ten sposób oszczędziliśmy, ale pewnie dzięki tej inicjatywie kilka lasów nadal będzie cieszyć nasze oczy swoim istnieniem.
Ten tekst nie będzie jednak o ekologii. Dzięki komputeryzacji, digitalizacji i internetyzacji możemy oszczędzić środowisko, ale także nasz czas i pieniądze. Bo, nie oszukujmy się, to przecież bardzo ważny aspekt tego typu działań.
Podobnie myśli Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji, planując wprowadzenie od 2011 r. elektronicznych dowodów osobistych. Dzięki specjalnym czipom wbudowanym w ten dowód oraz kodowi PIN nowe dokumenty mają ułatwić Polakom elektroniczny kontakt z urzędami. W dobie, gdy wizje z filmu Stevena Spielberga „Raport mniejszości” coraz bardziej stają się rzeczywistością, gdy otaczają nas (lub wkrótce otaczać będą) iPady, iPhone’y, wielkie ekrany LCD, jest to krok we właściwą stronę. Brawa dla ministerstwa – dzięki takim decyzjom naprawdę mamy szansę zmienić ten kraj.
Ale biurokracja, jak to biurokracja – broni się mocno. Pieczątka, niestety, nadal ma swoją moc. W czasie gdy każdy z nas dostaje kilkadziesiąt e-maili dziennie, gdy stają się one dowodem w sądzie, a nawet zastępują umowy, niektóre urzędy publiczne wciąż uważają inaczej. Umowy muszą mieć formę pisemną pod rygorem ich nieważności – każdy, kto ma do czynienia z administracją, dobrze zna te słowa. Urzędy skarbowe żądają drukowanych faktur jako podstawy do uznania internetowej zniżki podatkowej. Takich przykładów wciąż jest dużo.
Tak oto ciągle jesteśmy państwem, które z jednej strony chce być nowoczesne na miarę XXI w., a z drugiej strony tkwi bardzo mocno w XIX-wiecznej biurokracji. Nadal to papier i pieczątka nadają urzędową moc dokumentom.