Reklama

Bogusław Chrabota: Mirek Chojecki – pionier wolnego słowa

Zmarł Mirek Chojecki. To kolejna wielka strata z kręgu ludzi dawnej opozycji. Pozwalam sobie na ten familiaryzm, bo Mirosław Chojecki zawsze był dla mnie, od kiedy go poznałem, „Mirkiem”.

Publikacja: 10.10.2025 14:14

Mirosław Chojecki

Mirosław Chojecki

Foto: PAP/Leszek Szymański

W kręgu ludzi podziemia mówiło się o nim „Choj”, ale ci, którzy go znali bliżej, używali tylko zdrobnienia jego imienia. W moim przypadku przed żywym Chojeckim najpierw szła jego legenda. Mit człowieka studenckiego buntu, który w połowie lat 70. współtworzył KOR, a potem wraz z Konradem Bielińskim i Grzegorzem Bogutą organizował Niezależną Oficynę Wydawniczą „NOWA”. Mirek był jednym z jej animatorów, ale nie obca mu byłą praca czysto drukarska i kolportażowa.

Chojecki był jednym z pionierów podziemnej poligrafii

Podziemną poligrafią zajął się dużo wcześniej. „Drukowane ulotki pojawiły się już w marcu 1968 r., podczas studenckich protestów, a później w sierpniu, po inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację. Sam je drukowałem. Tylko że nie mieliśmy wtedy powielacza. Robiło się to na wyżymaczce od pralki Frania” – wspominał na łamach „Tygodnika Powszechnego”. „Matrycę przygotowywało się w maszynie do pisania, pisząc na kredowym papierze z odwróconą specjalną kalką hektograficzną. Tak powstawało lustrzane odbicie tekstu, czyli matryca. Do tej matrycy przykładało się nasączoną w denaturacie kartkę papieru, podkładało tekturkę, przeciągało przez wyżymaczkę. W ten sposób papier z denaturatem odbierał część wydruku z matrycy. Tą prymitywną metodą można było odbić maksimum sto egzemplarzy. Ale jeśli ulotka jest mała, to można na jednej kartce zmieścić trzy teksty. Wtedy zamiast stu, ma pan trzysta ulotek” – opowiadał.

Czytaj więcej

Mirosław Chojecki: Niedobra lekcja dla społeczeństwa

W latach 70 chodziło jednak już o coś więcej, niż ulotki. Podziemną poligrafię uruchomiono w 1976 roku jeszcze przed powstaniem KOR. Najpierw komunikaty przepisywano ręcznie, potem pojawił się pierwszy powielacz. Kupił go we Francji inny działacz opozycji Piotr Jegliński. „Znalazł jakąś pracę w knajpie, odłożył pieniądze i kupił powielacz, a Wit Wójtowicz schował go w scenografii, gdy wracał ze Sceną Plastyczną KUL do Polski. Był to prosty, ręczny powielacz spirytusowy. Drukowali na nim w Lublinie pierwsze biuletyny KOR, które przywozili do Warszawy.” Właśnie ten powielacz trafił potem w ręce Chojeckiego, nota bene dzięki Antoniemu Macierewiczowi – Mirek zawsze był mu za to wdzięczny.

To były początki podziemnego ruchu wydawniczego. Chwilę później powstała NOWA najważniejsze wydawnictwo opozycji. Jej twórcy uruchomili konkurencję, innymi słowy odważyli innych. Do polskich przemian z roku 1989 roku mieliśmy w kraju ponad 5 tysięcy niezależnych tytułów. Debiutowało, publikowało w nich i uczestniczyło w debacie o Polsce całe pokolenie ludzi „drugiego obiegu” w tym, piszący te słowa. I dla wszystkich, często ideowych polemistów środowiska z którego się wywodził Chojecki, było oczywiste, że Mirek był pionierem, że przecierał szlaki po których wędrowała później cała armia ludzi.

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

List w obronie Hanny Macierewicz

Od KOR-u, przez Kontakt po Stowarzyszenie Wolnego Słowa

Chojecki nie ograniczał swojej działalności tylko do podziemnej poligrafii. Działał aktywnie w KOR, jeździł z pomocą dla represjonowanych robotników w Radomiu. Wielokrotnie więziony ogłaszał „głodówki”, zwracając uwagę opinii publicznej na PRL-owski brak praworządności w Polsce i całej Europie. Był członkiem Solidarności.

Ogłoszony 13 grudnia 1981 r. stan wojenny zastał go we Francji. Tam błyskawicznie włączył się w obronę Solidarności, nawiązał bliską współpracę z Jerzym Giedroyciem i zaczął wydawać emigracyjne pismo „Kontakt”. Bardzo żałuję, że wtedy, w latach 80, podczas mojego epizodu emigracyjnego w Paryżu, nie miałem szansy go poznać. Chodziliśmy podobnymi ścieżkami, ale bliżej poznaliśmy się dopiero po jego powrocie do kraju.

W początkach lat 90. byliśmy nawet konkurentami w walce o koncesję dla telewizji komercyjnej. Mirek, założyciel Grupy Filmowej KONTAKT, stał na czele stacji NTW, która jednak przegrała bój o ogólnopolską koncesję telewizyjną z inicjatywą PTS Polsat. Nie wiem, czy ta klęska załamała Mirka, ale na pewno podcięła mu skrzydła. Można było mieć wrażenie, że powoli przechodzi na emeryturę. Jak wielu byłych działaczy podziemia nie radził sobie na rynku tak, jak ludzie bez „moralnego obciążenia” wyniesionego z opozycji. Produkował filmy, był założycielem, a potem honorowym prezesem Stowarzyszenia Wolnego Słowa, angażował się, choć biernie w politykę.

Wyjątkowy szacunek budziło to, jak stał na straży historycznej pamięci roli swojej rodziny, zwłaszcza sławnej matki. „Moi rodzice byli w Kierownictwie Dywersji Armii Krajowej. Mama brała udział w wielu akcjach bojowych i w tej najważniejszej: na Kutscherę. Miałem więc background rodzinny i teścia – wybitnego pisarza Jacka Bocheńskiego, który brał udział w różnych akcjach pisania listów protestacyjnych do władz PRL” – mówił w wywiadzie dla „Tygodnika Powszechnego”.

Jego matka, Maria Stypułkowska-Chojecka, słynna „Kama”, była legendą Szarych Szeregów, a później KEDYWU AK. Uczestniczyła jako wywiadowczyni w licznych akcjach likwidacji hitlerowskich katów, w tym Franza Kutschery. W czasie Powstania Warszawskiego była sanitariuszką i łączniczką „Parasola”. Dwukrotnie ranna ewakuowała rannych żołnierzy oddziału kanałami na Stare Miasto. Po jej śmierci w 2016 r. Mirek był strażnikiem jej pamięci i co roku zapraszał na uroczystości upamiętniające bohaterów zamachu na Kutscherę.

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Pożegnanie łączniczki AK z "Parasola"

Miał w swojej biografii też jeden bolesny fakt, który skonfliktował go już w XXI wieku z Instytutem Pamięci Narodowej. Podczas aresztowania w 1976 r. w Radomiu zmuszono go do podpisania notatki, z której zobowiązywał się „zachować w tajemnicy kontakt z pracownikami kontrwywiadu PRL oraz tematykę prowadzonych rozmów”. Ponadto, zobowiązał się do informowania „o faktach szkodliwych dla PRL w pracy kontrwywiadowczej”. O swoim błędzie szybko poinformował opozycyjne autorytety. Nie podjął żadnej współpracy, a po brutalnych przesłuchaniach na SB wyrzucono go z pracy.

Niemniej odgrzebana po latach notatka posłużyła pracownikom IPN do odmówienia mu statusu działacza opozycji antykomunistycznej. Bardzo to przeżył. Bronili go wtedy polscy historycy, koledzy z podziemia i redakcja „Rzeczpospolitej”. Honor oddał mu ostatecznie w 2022 r. prezydent Andrzej Duda dekorując go orderem Orła Białego. W listopadzie 2024 r. wszedł w skład komitetu obywatelskiego wspierającego kandydaturę Karola Nawrockiego na prezydenta RP w wyborach w 2025 r. Zmarł 10 października 2025 r.. Miał 76 lat.

 

 

 

Reklama
Reklama

W kręgu ludzi podziemia mówiło się o nim „Choj”, ale ci, którzy go znali bliżej, używali tylko zdrobnienia jego imienia. W moim przypadku przed żywym Chojeckim najpierw szła jego legenda. Mit człowieka studenckiego buntu, który w połowie lat 70. współtworzył KOR, a potem wraz z Konradem Bielińskim i Grzegorzem Bogutą organizował Niezależną Oficynę Wydawniczą „NOWA”. Mirek był jednym z jej animatorów, ale nie obca mu byłą praca czysto drukarska i kolportażowa.

Pozostało jeszcze 93% artykułu
/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Komentarze
Bogusław Chrabota: Czy Szymon Hołownia uwierzy w opowieść PiS o tym, że jest ofiarą Donalda Tuska?
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Pokojowy Nobel dla Machado. Wenezuelskie obsesje Donalda Trumpa
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Nadzieja dla Gazy. Czy Donald Trump ma szansę na Pokojową Nagrodę Nobla?
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Dlaczego Sławomir Mentzen gra na Karola Nawrockiego?
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Jarosław Kaczyński przekracza granicę, której przekraczać nie należy
Reklama
Reklama