Andrzej Kompa: Stawką jest obrona praworządności

Nie udawajmy, że sytuacja w Sądzie Najwyższym jest normalna. To nie my ponosimy odpowiedzialność za brak zagwarantowania obywatelom prawa do w pełni sprawiedliwego sądu – mówi dr Andrzej Kompa, nowy szef Rady Ławniczej Sądu Najwyższego.

Aktualizacja: 26.06.2023 11:15 Publikacja: 26.06.2023 03:00

Andrzej Kompa

Andrzej Kompa

Foto: rp.pl

Ustanowienie ławników Sądu Najwyższego na nową kadencję trwało dość długo, bo w październiku zeszłego roku wybrał ich Senat, ale nie zostali od razu zaprzysiężeni przez pierwszą prezes SN. Czy wszyscy już złożyli ślubowanie?

Tak, i dzięki temu w ogóle stało się możliwe wybranie Rady Ławniczej. Dotyczące tego rozporządzenie prezydenta stwierdza, że wyboru dokonuje ogół ławników SN. Istotnie, nasze zaprzysiężenie było wstrzymywane.

Dlaczego?

Z publicznego pisma pierwszej prezes SN do marszałka Senatu znamy motywy jej działania. Możemy wręcz mówić o celowej próbie weryfikacji wyboru dokonanego przez Senat i próby jego negowania – do czego ustawa o Sądzie Najwyższym nie daje nikomu w SN uprawnienia. Jak rozumiem, tego też dotyczyło zawiadomienie do prokuratury złożone przez pp. posłów Arkadiusza Myrchę i Magdalenę Filiks na działania pierwszej prezes, z podejrzeniem niedopełniania obowiązków. Znamy je z rozesłanego do nas postanowienia z uzasadnieniem, w którym prokurator odmówił wszczęcia śledztwa. O ile wiem, będzie jeszcze złożone zażalenie, także przez niektórych ławników.

Czytaj więcej

Tomasz Pietryga: Czy według Sądu Najwyższego pandemii koronawirusa nie było?

Pierwsza prezes SN wskazywała, że wymaga ustalenia, czy wybrani gwarantują obiektywizm i są nieposzlakowanej opinii. Jest pan członkiem jakiejś upolitycznionej organizacji?

Powodem kwestionowania naszego wyboru jest to, że Senat w gronie 30 ławników wybrał sporą grupę osób rekomendowanych przez Komitet Obrony Demokracji. I dalsze spojrzenie na sprawę zależy od tego, jak patrzymy na KOD. Ja nigdy publicznie nie ogłaszałem, którą partię polityczną popieram. Nie będę negował, że ja – czy koleżanki i koledzy – także na demonstracjach mówiliśmy, co krytykujemy w poczynaniach obecnie rządzących. Od początku jednak, a i teraz, jako przewodniczący Rady Ławniczej, podkreślałem: nie jesteśmy reprezentantami żadnej organizacji w SN, jesteśmy niezawiśli.

Co więc krytykujecie?

Większość krytyki odnosiła się do deptania konstytucji, łamania zasad demokratycznego państwa prawa itd. O ile bowiem w kontekście naszej misji ławników ustawa o SN i rozporządzenie prezydenta z 2022 r. nakładają pewne konkretne obowiązki zarówno na nas, jak i na Radę Ławniczą, o tyle konstytucja dodaje jeszcze jeden obowiązek do wypełnienia: pilnowanie przestrzegania zasad demokratycznego państwa prawnego i praworządności – także w Sądzie Najwyższym.

I to w ramach tego pilnowania praworządności Rada Ławnicza wzywa ławników, by nie orzekali z tzw. neosędziami? Przecież to wszyscy sędziowie orzekający w tych izbach SN, które mają ławników.

Nie całkiem. W Izbie Odpowiedzialności Zawodowej 5/11 to sędziowie o niekwestionowanym statusie. Podkreślmy: nikt z nas w gronie 30 ławników nie jest prawnikiem profesjonalnym. Możemy więc tylko powziąć pewne uzasadnione poważne wątpliwości, oparte na lekturze prasy i oglądzie mediów, a także orzecznictwa, zarówno krajowego, jak i zagranicznego itp. Choćby z uchwały trzech połączonych izb SN ze stycznia 2020 r., czy z uchwały siedmioosobowego składu Izby Karnej z czerwca 2022 r. niezbicie wynikają wątpliwości odnośnie do statusu osób, które zostały wyłonione jako sędziowie SN w konkursach przed KRS po 17 stycznia 2018 r. Do zaprzysiężenia wszystkich ławników prosiliśmy, aby nas nie wyznaczać do żadnych składów orzekających, teraz uchwała Rady Ławniczej zaleca ławnikom powstrzymanie się od orzekania przez mniej więcej dwa miesiące, do momentu uzyskania ekspertyzy znawców prawa w tej sprawie.

Dlaczego państwo nie chcieli uczestniczyć w orzekaniu?

Nasze zaprzysiężenie odbywało się sprzecznie nie tylko z ustawą, ale też ceremonialnym i państwowym decorum. Senat wybrał nas w październiku, po czerwcowym wysłuchaniu w komisji senackiej. A zaprzysięgano nas partiami, bez pewności, czy do kolejnych ślubowań w ogóle dojdzie. Gdyby nie nasza solidarna postawa, być może nie stałoby się to do dziś. Najpierw, bez informowania o tym opinii publicznej, przed 1 stycznia tego roku pierwsza prezes SN odebrała ślubowanie od czwórki ławników, którzy nie byli rekomendowani przez KOD. Potem zasugerowała oficjalnym pismem marszałkowi Senatu wybranie innych ławników. Następnie, w lutym, zaprzysiężono kolejne trzy osoby, potem siedem osób w marcu i dopiero teraz – 1 czerwca – prezes Izby Odpowiedzialności Zawodowej SN sędzia Wiesław Kozielewicz, pod nieobecność prezes Manowskiej, ale zakładam, że za jej wiedzą i zgodą – zaprzysiągł pozostałych ławników, co dopiero otworzyło drogę do dalszego postępowania. W tym stanie rzeczy do momentu odebrania ślubowania od całej trzydziestki nie chcieliśmy i nie mogliśmy orzekać.

Z jakiego powodu?

By do wszystkich znanych już problemów z nienależytą obsadą składów Sądu Najwyższego nie dodawać jeszcze jednego – selektywnego wyboru ławników do składów z niepełnego grona. Nie znamy powodów, dla których jedne osoby zaprzysięgano na ławników, a innych nie. Musiałyby paść pytania, dlaczego tak właśnie dobrano ławników. Dlaczego nie losowano spośród wszystkich, jakich Senat wybrał? W dodatku takie działanie pierwszej prezes uniemożliwiało nam wybór dziewięcioosobowej Rady Ławniczej, naszego ustawowego reprezentanta i organu naszej samorządności.

I co w związku z tym z waszymi czteroletnimi kadencjami?

W świetle ustawy nie ulega wątpliwości, że skoro kadencją ławnika są cztery lata kalendarzowe po roku, w którym następuje wybór, to data 1 stycznia jest jasno wskazana jako początek kadencji. Ostatnie miesiące zmarnowano i ujęto z naszej kadencji nieodwracalnie. To niemal pół roku. W dodatku w świetle korespondencji prof. Manowskiej z Senatem wyraźnie widać, że w istocie to nie potrzeby orzecznicze były czynnikiem decydującym. Nasz wybór chciano po prostu z powodów politycznych zanegować.

Rada wreszcie powstała, więc problem reprezentacji udało się rozwiązać.

Ale stanął przed nami problem poważniejszy, czyli orzekania w składach z osobami, których powołanie do SN budzi poważne wątpliwości. A także problem statusu Izby Odpowiedzialności Zawodowej oraz Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, w których ławnicy mieliby orzekać razem z dwojgiem sędziów w trzyosobowych składach.

Ale przecież zastrzeżenia do statusu izb SN oraz sędziów w nich orzekających są znane od dawna. Były też znane, gdy pan i pozostali ławnicy kandydowali na te funkcje. Było to kandydowanie z intencją zablokowania działalności tych izb?

To pytanie powraca. Słyszymy: zgodziliście się kandydować, więc teraz orzekajcie.

No właśnie. Jak pan na nie odpowiada?

Zawsze tak samo: instytucja ławnika została rozwiązana w ustawie o SN z 2017 r. w sposób, jak się wydaje, legalny. Mieliśmy więc prawo z czystym sumieniem przystąpić do procedury. Zgadzaliśmy się przedłożyć dossier w poczuciu powagi sytuacji i z chęci zapewnienia zasad demokratycznego państwa prawnego w SN. W naszych oświadczeniach podpisywanych imiennie i w lutym, i w marcu jasno stawialiśmy sprawę: chcemy orzekać. Ale możemy to robić tylko zgodnie z prawem i w sposób, który nawet nie otrze się o nielegalność, nie spowoduje słusznego podważania wyroków na tym tle.

A czy może pan zapewnić, że ci, którzy was prosili o kandydowanie, również nie robili tego z intencją zablokowania nowych izb SN?

Myślę, że dla wszystkich nas stawką jest obrona praworządności w Sądzie Najwyższym. I tu wystarczy nawet pobieżna lektura wspomnianego orzeczenia siedmioosobowego składu Izby Karnej SN o sygnaturze I KZP 2/22. Pada w nim jasne stwierdzenie, że sędziom SN wybranym na obecnych warunkach, z udziałem obecnej KRS, nie przeprowadza się testu niezawisłości, bo oni ex officio go nie zdają. To znaczy, że wątpliwości prawne są bardzo duże. To, że zgodziłem się być ławnikiem, bynajmniej nie oznacza, że chcę coś blokować dla samego blokowania czy że jestem przeciwny instytucji kontroli nadzwyczajnej.

Było bardzo wiele dyskusji o tym, czy ławnicy w ogóle są potrzebni w Sądzie Najwyższym, który jest przecież sądem prawa.

Jestem skłonny uznać, że jeśli chodzi akurat o odpowiedzialność zawodową, ławnicy są potrzebni i mogą stanowić dodatkowy element kontroli społecznej. A sędziowie – jak każdy reglamentowany zawód zaufania publicznego – powinni podlegać odpowiedzialności zawodowej. Nie udawajmy jednak, że sytuacja w Sądzie Najwyższym i całym polskim systemie prawnym jest normalna. Odpowiedzialność zawodowa sędziów postawiona jest na głowie, sprawy dyscyplinarne sypią się na sędziów, którzy wydali wyrok niepodobający się władzy. W całym systemie prawnym narasta tragicznie szkodliwy dualizm. Jedne podmioty uznają jedne akty prawne, a inne – drugie. Jedne uznają uchwałę trzech połączonych izb SN, a drugie – ogłoszone po kilku miesiącach orzeczenie Trybunału Julii Przyłębskiej, które z kolei zdaniem tych pierwszych jest oczywistym ekscesem orzeczniczym i nie wywołuje skutków prawnych. Nie muszę dodawać, że tylko jedna postawa finalnie obroni się jako zgodna z konstytucją.

Będziecie orzekać?

Ławnicy są gotowi orzekać. Ale chcemy, by orzekanie odbywało się w sterylnie czystych warunkach prawa. Bo jeśli wiadomo, że sąd wyda orzeczenie w składzie, o którym z góry możemy powiedzieć, że był nienależyty i jest do podważenia na gruncie procedury cywilnej lub karnej, to w imię czego mamy dawać stronom sporu złudną ekspektatywę finalnego rozstrzygnięcia? Dlaczego mamy brać udział w czymś, co będzie wadliwe lub nieprawne?

Skąd pewność, że będzie?

Nie opieramy się i nie zamierzamy opierać tylko na swojej wiedzy. Właśnie z tego względu dla pewności potrzebujemy głosu jurysprudencji. Prośbę o ekspertyzę skierowaliśmy do Polskiego Towarzystwa Prawa Konstytucyjnego. Otrzymawszy opinię, dowiemy się, czy nasze wątpliwości są zasadne.

Co dalej?

Obawiam się, że w najbliższym czasie nic dobrego. Z pierwszych reakcji przebija brak chęci dialogu, z pierwszych zachowań – protekcjonalne traktowanie i zdumiewająca małostkowość. Nie ma żadnego pola uznania naszych racji ani autorefleksji, bo pierwsza prezes nie chce z nami rozmawiać. Udowodniła to w minionych miesiącach. Padają i padną jeszcze cyniczne, odwrócone zarzuty, że to my łamiemy prawo, a politykę przedkładamy nad dobro obywateli. Tymczasem to nie my ponosimy odpowiedzialność za brak zagwarantowania obywatelom prawa do w pełni sprawiedliwego sądu. Rzecznik SN prof. Aleksander Stępkowski posunął się nawet do stwierdzenia, że „pogwałciliśmy apolityczność SN”, a nasze uchwały „kompromitują i nas, i Senat RP, który nas wybrał”. Trudno o większe oszczerstwo i nie bardzo rozumiem, jak rzecznik SN może spojrzeć w lustro. Grozi się nam „inicjowaniem odpowiednich procedur”, ale ja wiem jedno: ani pogróżki, ani dalsza dyfamacja nie odwiodą nas od tego, co ślubowaliśmy: „stać na straży prawa i praworządności, obowiązki ławnika wypełniać sumiennie, orzekać zgodnie z przepisami prawa (...), a w postępowaniu kierować się zasadami godności i uczciwości”.

Dr Andrzej Kompa jest historykiem, prodziekanem Wydziału Filozoficzno-Historycznego Uniwersytetu Łódzkiego, od 15 czerwca pełni funkcję przewodniczącego Rady Ławniczej Sądu Najwyższego

Ustanowienie ławników Sądu Najwyższego na nową kadencję trwało dość długo, bo w październiku zeszłego roku wybrał ich Senat, ale nie zostali od razu zaprzysiężeni przez pierwszą prezes SN. Czy wszyscy już złożyli ślubowanie?

Tak, i dzięki temu w ogóle stało się możliwe wybranie Rady Ławniczej. Dotyczące tego rozporządzenie prezydenta stwierdza, że wyboru dokonuje ogół ławników SN. Istotnie, nasze zaprzysiężenie było wstrzymywane.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Konsumenci
Sąd Najwyższy orzekł w sprawie frankowiczów. Eksperci komentują
Prawo dla Ciebie
TSUE nakłada karę na Polskę. Nie pomogły argumenty o uchodźcach z Ukrainy
Praca, Emerytury i renty
Niepokojące zjawisko w Polsce: renciści coraz młodsi
Prawo karne
CBA zatrzymało znanego adwokata. Za rządów PiS reprezentował Polskę
Aplikacje i egzaminy
Postulski: Nigdy nie zrezygnowałem z bycia dyrektorem KSSiP