Pewien warszawski sędzia rejonowy kilka lat temu skorzystał z propozycji delegacji do wyższej instancji.
– To była dla mnie szansa – tłumaczył później na rozprawie SN SD.
Szybko jednak wyszło na jaw, że nie radził sobie z terminowym wykonywaniem obowiązków, głównie pisaniem uzasadnień. Musiał też załatwić sprawy rodzinne. W efekcie doszło do spiętrzenia obowiązków w sądzie rejonowym i okręgowym, w którym orzekał w skomplikowanych sprawach, będąc w delegacji. Jedno uzasadnienie pisał 1,4 miesiąca, drugie 2,3 miesiąca. Sprawa trafiła więc do Sądu Apelacyjnego – Sądu Dyscyplinarnego w Warszawie. Ten uznał wypadek sędziego za wypadek mniejszej wagi i odstąpił od wymierzenia mu kary.
Wyrok zakwestionował SN SD. Nakazał sądowi pierwszej instancji jeszcze raz obliczyć, ile czasu nie sporządzono uzasadnienia, mimo że prezes wydłużył jego termin. W drugim procesie, po ustaleniu konkretnych terminów SA uznał winę sędziego i ukarał go upomnieniem. Taka kara nie spodobała się jednak sędziemu. Uważa on, że jego sytuacja w tamtym czasie była szczególna i stanowiła jedynie epizod w długiej karierze zawodowej.
SN SD był innego zdania. Stwierdził, że niewykonywanie obowiązków w terminie godzi w autorytet wymiaru sprawiedliwości i utrzymał upomnienie w mocy.