Reklama
Rozwiń

Katarzyna Batko-Tołuć: Większość opowieści o oszukujących członkach komisji to mity

Politycy rządzącej koalicji nie zrobili nawet symbolicznego porządku z przepisami wyborczymi. Więc dzisiejsze rwanie włosów z głowy, że to poprzednia władza nas tak urządziła, nie jest specjalnie wiarygodne. Wygląda jedynie na podgrzewanie nastrojów społecznych.

Publikacja: 29.06.2025 07:12

Katarzyna Batko-Tołuć: Większość opowieści o oszukujących członkach komisji to mity

Foto: Fotorzepa, Jakub Czermiński

Kilka tygodni temu byłam na Kongresie Obywateli RP. Ta grupa pięknoduchów szuka pomysłów na uzdrowienie polskiej demokracji. I choć ich pomysły brzmią jak utopia, to dają mi tlen. Zaczynam bowiem myśleć, że już za późno na precyzyjne korekty prawa. Nie po tym, co właśnie się dzieje w związku z liczeniem głosów oddanych w wyborach prezydenckich.

„Nie wierzę już nikomu”. Tak obywatele reagują na informacje dotyczące wyników wyborów

Jadąc pociągiem z dwoma koleżankami z Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska, odbyłam rozmowę, o której myślę już prawie tydzień. Zaczęło się od dość luźnej konwersacji o wynikach wyborów. Zgodnie z moimi przekonaniami skomentowałam, że to, co się dzieje, jest hucpą. Że to jest niszczycielskie i zrównuje w poziomie nieodpowiedzialności obecną władzę z poprzednią.

Ale okazało się, że jedna z nas nie rozumie, o czym w ogóle mówię. Przecież powinno się przeliczyć wszystkie głosy, żeby mieć pewność. Przecież są poważne wątpliwości. Dlaczego nie są wyjaśniane?

Czytaj więcej

SN uznał trzy protesty wyborcze za zasadne. Były błędy przy liczeniu głosów

Ruszyłyśmy z odpieraniem tej argumentacji. Że błędy są zawsze, gdyż ludzie liczący głosy są zmęczeni. Że to nie są błędy znaczące. Że większość opowieści o oszukujących członkach obwodowych komisji to mity. Że dużo jest fałszywych informacji, jak na przykład ta o dostępie tzw. aplikacji Mateckiego do danych z Centralnego Rejestru Wyborców.

Nasza presja – dwie na jedną – dała tylko tyle, że koleżanka z zagubioną miną stwierdziła: „Moje zaufanie do wyborów zostało podważone. Następnym razem nie pójdę. Każdy ekspert mówi co innego. Nie wierzę już nikomu”.

O dezinformacji mówi się, że prowadzi ona nie tyle do wiary w różne teorie, które nie są prawdziwe, ile do braku wiary w cokolwiek. Czyli niszczący efekt został osiągnięty. Ile i ilu z nas teraz tego doświadcza?

Czytaj więcej

Jacek Nizinkiewicz: 10 powodów, dla których powinno się ponownie przeliczyć głosy

W obwodowych komisjach wyborczych zasiadają osoby z różnych opcji politycznych

Ja jeszcze komuś wierzę. Tym kimś jest mój własny rozum i doświadczenie.

Słysząc te wszystkie teorie o członkach komisji, którzy zostali wysłani do obwodowych komisji wyborczych przez komitety-krzaki, po to, by tam zmieniać faktyczne wyniki wyborów, jestem odporna. Wiem, gdyż obserwowałam wybory wielokrotnie. Będąc na miejscu, widzi się, że nie da się łatwo manipulować wynikiem. W obwodowych komisjach zasiadają osoby z różnych opcji. Aby dokonać fałszerstw, musiałyby się na nie umówić. Na przeszkodzie stoi nie tylko brak wspólnego interesu politycznego, ale też zwykły strach przed konsekwencjami.

Obserwowałam wybory wielokrotnie. Będąc na miejscu, widzi się, że nie da się łatwo manipulować wynikiem. W obwodowych komisjach zasiadają osoby z różnych opcji. Aby dokonać fałszerstw, musiałyby się na nie umówić. Na przeszkodzie stoi nie tylko brak wspólnego interesu politycznego, ale też zwykły strach przed konsekwencjami

Katarzyna Batko-Tołuć

Wiemy już, że ktoś mógłby przemieszać „kupki” z głosami. To chyba najłatwiejsze, ale nawet w słabej komisji można taką rzecz wychwycić. Na miejscu zazwyczaj są mężowie zaufania. Niezbyt przydatni. Odkąd Prawo i Sprawiedliwość wprowadziło opłatę za tę funkcję, jest ich sporo, ale często w ogóle nie obserwują liczenia, tylko czekają na wypłatę. Wręcz wywierają presję na komisję, żeby szybciej się to wszystko działo, gdyż oni już chcą do domu. A jednak nigdy nie wiadomo. Wiele osób może coś zauważyć. Możliwości „wpadki” są spore.

A co z dyktowaniem do elektronicznego systemu PKW danych z protokołu? Ryszard Kalisz przekonywał Jacka Nizinkiewicza w #RZECZoPOLITYCE, że przewodniczący dyktuje wyniki, siedząc tylko z informatykiem.

Tak, to prawda. Bywa, że pokój z komputerem nie znajduje się w tym samym pomieszczeniu, co komisja. Ale protokół muszą podpisać wszyscy członkowie komisji obwodowej i potem jest on wieziony do komisji okręgowej, która go jeszcze sprawdza. Więc jeśli dane elektroniczne nie zgadzają się z tymi na papierze, to taka sprawa jest do wyłapania. Oczywiście możliwe, że wszyscy członkowie komisji podpiszą wersję papierową, nie patrząc na to, co podpisują. Ale i tu szansa na „wpadkę” jest ogromna.

Anomalie w pięciu tysiącach komisji obwodowych – obliczenia dr. Kontka 

W końcu zaś obliczenia dr. Krzysztofa Kontka wskazujące na anomalie w pięciu tysiącach komisji obwodowych. Wychwytuje on nietypowe sytuacje polegające na tym, że jedna komisja ma wynik odbiegający od otoczenia. To faktycznie dziwne. Ale anomalie mogą mieć swoją przyczynę. Obserwowałam kiedyś wybory samorządowe w gminie wiejskiej Bielsk Podlaski. To „obwarzanek” wokół miasta. W komisji, w której obserwowałam pierwszą turę, przegrała rządząca wójtka. To była sensacja, gdyż jej pozycja była utrwalana od lat. Kolega, który mnie tam zaprosił, skomentował: poczekaj, rano się okaże, że po drugiej stronie torów wygrała z ogromną przewagą. I rzeczywiście. Tak było.

Czytaj więcej

Giertych reaguje na słowa Manowskiej. „Nasze protesty ukradli neosędziowie"

Czym różnią się strony torów? Na przykład wyznaniem – po jednej są wyborcy w przeważającej mierze prawosławni, po drugiej katoliccy. Zajrzałam do wyników wyborów prezydenckich po obu stronach torów. W katolickiej części wygrywał Karol Nawrocki, w prawosławnej – Rafał Trzaskowski. Oczywiście tu więcej sąsiadujących komisji miało podobne wyniki, więc pewnie nie zostałoby to wychwycone jako anomalia.

Ale moja myśl jest inna – z daleka, zza biurka, mając tylko dane w ręku, możemy nie rozumieć przyczyn różnic. Więc do obliczeń statystycznych podchodzę z pokorą. Co oczywiście nie podważa potrzeby ich robienia. Po prostu moje doświadczenie każe mi szukać różnych przyczyn.

Wybory prezydenckie. Błędy zdarzały się w obie strony

I ostatnia sprawa. Nawet jeśli są błędy w obliczeniach komisji, to w obie strony. W jakimś sensie szanse na nie są wyrównane przy takim rozkładzie głosów. Tymczasem wcześniejsze obliczenia podawane przez badaczy i publicystów wyraźnie wskazywały, przy jakiej frekwencji Rafał Trzaskowski ma szansę wygrać. W jednym z programów publicystycznych usłyszałam, że poznawszy szacowaną w exit-pollach frekwencję, Donald Tusk powiedział: przegraliśmy. I dlatego nie pojawił się w sztabie na wieczorze wyborczym. Mniejsza o to, czy tak było. Po prostu przypominam, jak to było jeszcze miesiąc wcześniej. Dziś nikt o tym nie pamięta.

Czytaj więcej

Jest odpowiedź na oświadczenie byłych prezesów TK. „Ze smutkiem i zgorszeniem"

Anomia a pomysły Obywateli RP

Gdy byłam na studiach, spotkałam się z pojęciem „anomia”. Łączy się ona z niepewnością zasad rządzących sytuacją społeczną i regułami, których należy przestrzegać. Obowiązujące normy nie pasują do rzeczywistości. Prowadzi to do wzrostu liczby zachowań dewiacyjnych i przestępczych.

Wygląda na to, że nasz polski system się załamał. Z wielu powodów. Kosmetyczne zmiany nie pomogą. Politycy rządzącej koalicji nie zrobili nawet symbolicznego porządku z przepisami wyborczymi – poza Szymonem Hołownią, który zaproponował ustawę naprawczą. Nawet nie próbowali. A mogli przynajmniej zadbać o jakość szkoleń dla komisji wyborczych, co było postulowane przez organizacje społeczne. Więc dzisiejsze rwanie włosów z głowy, że to poprzednia władza nas tak urządziła, nie jest specjalnie wiarygodne. Wygląda jedynie na podgrzewanie nastrojów społecznych.

Czytaj więcej

Mikołaj Małecki: Prawo do prawdy o wyniku wyborów

I tu wchodzi utopia przedstawiona przez Obywateli RP. Ich diagnoza jest podobna. Politycy nie są w stanie działać niepopulistycznie. Są zakładnikami kolejnych wyborów. To się przekłada na rządy sondaży. Zmiany wymaga ustrój. Trzeba wybrać Konstytuantę – trzecią izbę, na jedną kadencję. Osoby, które do niej wejdą, powinny zobowiązać się, że nie będą już kandydować. Żeby ich nie korciła chęć przedłużenia władzy. Brzmi rozsądnie, prawda?

Gdzie tu utopia? W tym, jak do tego dojść. Politycy przecież tego nie chcą. Ale może nazwanie problemu i pokazanie, o jakie wartości chodzi, zacznie budować atmosferę konieczności zmian? Zachęcam do włączenia się w dyskusję. Materiały z kongresu można znaleźć na stronie kongresobywateli.pl.

Autorka jest dyrektorką zarządzającą Fundacji dla Polski i członkinią zwyczajną Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska

Czytaj więcej

Protesty wyborcze. Jest oświadczenie byłych prezesów Trybunału Konstytucyjnego

Kilka tygodni temu byłam na Kongresie Obywateli RP. Ta grupa pięknoduchów szuka pomysłów na uzdrowienie polskiej demokracji. I choć ich pomysły brzmią jak utopia, to dają mi tlen. Zaczynam bowiem myśleć, że już za późno na precyzyjne korekty prawa. Nie po tym, co właśnie się dzieje w związku z liczeniem głosów oddanych w wyborach prezydenckich.

„Nie wierzę już nikomu”. Tak obywatele reagują na informacje dotyczące wyników wyborów

Pozostało jeszcze 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Prawo do prawdy o wyniku wyborów
Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Deregulacja na akord
Rzecz o prawie
Szymon Cydzik: Adwokat z zarzutami za ujawnienie danych w materiale dowodowym
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Nie tylko klient odczuwa emocje
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Połowa prawników nie zakłada togi