Internet szybko zdecydował: jest afera. Głupi rząd, idąc za głosem szalonej Brukseli, wyrzucił w błoto góry pieniędzy. A cwani przedsiębiorcy (grupa generalnie znienawidzona, bo jej się dobrze powodzi) kupili sobie za to jachty. Politycy (i z prawej, i z lewej strony) zgodnie podnieśli larum: pieniądze zamiast na szpitale poszły na jachty, solaria i kluby dla swingersów. A rząd uznał, że najlepiej natychmiast wstrzymać wypłaty z programu i zagrozić surowymi kontrolami tym przedsiębiorcom, którzy z niego skorzystali.
Czytaj więcej
Jest tylko jeden sposób żeby politycy i urzędnicy mniej defraudowali. Musi być mniej do zdefraudo...
No to jest afera czy jej nie ma? Zależy od tego, gdzie spojrzeć.
Tak, jest afera, bo kupowanie jachtów za pieniądze, które miały służyć unowocześnieniu i zwiększeniu odporności gospodarki na kryzysy, to oczywiste nieporozumienie.
Nie, jednak nie ma, bo jak się okazuje, wcale nie chodziło o kupowanie jachtów, ale żaglówek na wynajem. Nie o żadne ukradzione luksusy, ale o projekty biznesowe mające ułatwić szczególnie poszkodowanym przez covidowy lockdown firmom z sektora HoReCa (hoteli i gastronomii) zdywersyfikowanie działalności. Przedsiębiorcy zgłosili takie projekty, zgodnie z ustalonymi przez rząd zasadami, więc dostali przeznaczone na to środki (oczywiście wcale nie te same, które zarezerwowano na wsparcie szpitali).