Lato, parny wieczór na wsi. Siedzimy w towarzystwie raczej nieprawniczym i jeden z kolegów zaczyna opowiadać o adwokackim wystąpieniu, którego był świadkiem.
Ktoś natychmiast dorzuca komentarz: „Adwokat – człowiek niebrzydzący się kłamstwem”. Zaraz pada kolejna uwaga: „Adwokat mówi prawdę, jak się pomyli”. „Po czym poznać, że adwokat kłamie? – pyta z uśmiechem koleżanka. – Po tym, że otwiera usta”. „A kiedy adwokat mówi do rzeczy? Kiedy mówi do szafy” – dodaje ktoś inny. Na koniec ja sam wbijam ostatni gwóźdź do adwokackiej trumny: „Jaka jest różnica między sytuacją, gdy przejechano adwokata, a gdy przejechano skunksa? Przed skunksem widać ślady hamowania”. Nikt w tym gronie nie ma tak naprawdę nic przeciwko adwokatom. Po prostu przypadkowy temat uruchomił festiwal powiedzonek i stereotypów.