Mikołaj Małecki: Prawo do prawdy o wyniku wyborów

Protest wyborczy dra Krzysztofa Kontka wskazywał na konkretne podejrzenia, oparte na wiedzy. Niestety został zignorowany. Izba Kontroli Nadzwyczajnej SN najwyraźniej nie ceni nauki i naukowców, woli za to lawirować na ruchomych, politycznych piaskach.

Publikacja: 26.06.2025 14:40

Sąd Najwyższy

Sąd Najwyższy

Foto: Fotorzepa, Jakub Czermiński

Analiza dra Krzysztofa Kontka wprowadziła do debaty o rzetelności wyborów prezydenckich szczyptę wiedzy i nauki. Matematyka musiała jednak ustąpić brutalnej polityce. Zbigniew Ziobro ignorował naukowców, gdy niszczył polski kodeks karny. Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN zignorowała anomalie wyborcze, dowiedzione metodą naukową, pozostawiając obywateli w stanie niepewności co do wyników głosowania.

Czytaj więcej

Czy prokuratura przeliczy wszystkie głosy wyborców? Eksperci odpowiadają

Ważność wyboru prezydenta a konstytucja

Artykuł 129 ust. 1 konstytucji stwierdza: „Ważność wyboru Prezydenta Rzeczypospolitej stwierdza Sąd Najwyższy”. Rzecz jasna opisana tu kompetencja należy wyłącznie do Sądu Najwyższego, tj. organu wyposażonego w ustrojowe gwarancje niezależności od władzy politycznej. W przytoczonym przepisie kryje się jednak jeszcze jedna, istotna informacja. Wbrew obiegowej opinii, Sąd Najwyższy nie stwierdza ważności „wyborów” (pluralis). Przepis jest jednoznaczny: chodzi o ważność „wyboru”. Dokładnie tak skonstruowane są uchwały dotyczące osoby wybranej na prezydenta Polski. Przykładowo, w uchwale z 3 sierpnia 2020 r. (DzU z 2020 r., poz. 1335) izba nadzwyczajna „stwierdza ważność wyboru Andrzeja Sebastiana Dudy na Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, dokonanego 12 lipca 2020 r.”.

W procedurze przed Sądem Najwyższym ustala się zatem, czy wybór (singularis) określonej osoby na prezydenta Polski był ważny czy nie. Wpływają na to zróżnicowane czynniki dotyczące, co jasne, wszystkich aspektów wyborów (pluralis), na które składają się konwencjonalne czynności organów państwa i działania obywateli oddających głosy. Głosowanie doprowadza do wyboru jednego z kandydatów. By mówić o wyborze, musi być ustalone, kto uzyskał najwięcej głosów. Sensowne orzekanie o ważności „wyboru” nie jest możliwe, jeśli obiektywnie rzecz biorąc nie wiadomo, jakiego wyboru dokonali obywatele.

Czytaj więcej

Ile protestów wyborczych trafiło do SN? Manowska: 150. Reszta to m.in. „giertychówki”

Co wynika z badań doktora Krzysztofa Kontka?

Badania dr. Kontka oczywiście nie przesądzają, że w określonych komisjach wadliwie przeliczono głosy, tak jak nie przesądza o tym nawet najbardziej absurdalny wynik – dajmy na to – zera głosów oddanych na danego kandydata i 100 proc. głosów zdobytych przez konkurenta. Wynik „podejrzany” może okazać się w pełni zgodny z prawdą. Rzecz jednak w tym, by raz na zawsze uciąć spekulacje; każda nierozstrzygnięta wątpliwość to pożywka dla polityków, którzy chętnie dzielą społeczeństwo.

Ujawnienie anomalii wyborczych w naukowej analizie wydaje się wystarczające, by wiarygodnie uprawdopodobnić nierzetelność w przeliczaniu głosów; jeżeli zastosowana metoda ma jakieś wady, niech naukowcy wykażą je w merytorycznej debacie. Uprawdopodobnienie obejmujące wiele komisji wyborczych powinno wystarczyć, by powziąć istotne wątpliwości co do wyniku głosowania i zdecydować o ponownym przeliczeniu głosów. Tym bardziej, że niewielka różnica w poparciu uzyskanym przez obu kandydatów mogła ulec odwróceniu w efekcie rzetelnego policzenia kart do głosowania.

Jedna jaskółka nie czyni wiosny. Nieprawidłowe działanie kilku komisji oczywiście nie dowodzi, że w setkach innych przypadków źle policzono głosy. Kluczowe znaczenie ma jednak ujawniony mechanizm prowadzący do przekłamań w przypadkach, które już zbadano. To nowa, prosta, wręcz prymitywna metoda sprowadzająca się w istocie do wrzucenia kart do niewłaściwego worka. Mechanizm mógł być z łatwością powielony, a jego natura ma charakter systemowy.

Czytaj więcej

Małgorzata Manowska: Inwektywy i rosyjskie naboje w protestach wyborczych

Przeliczenie głosów w zaledwie paru komisjach niczego nie dowodzi

Przeliczenie głosów w zaledwie paru komisjach niczego nie dowodzi. Daje tylko pożywkę obu stronom politycznego sporu, by jeszcze bardziej zaostrzyć konflikt: oba stronnictwa będą powoływać się na to, że skrzywdzono ich kandydata. Tymczasem nie wiadomo, ilu komisji wyborczych realnie dotknął opisany mechanizm wypaczający wynik głosowania. Nie da się tego stwierdzić bez ponownego obejrzenia kart wyborczych. Oczekiwanie, by to wyborca wskazał nieprawidłowości i uzasadnił ich zaistnienie w konkretnej komisji jest w opisanych okolicznościach absurdalne, ponieważ nikt do końca nie wie, w której komisji pakiet głosów mógł zostać wrzucony do worka kontrkandydata.

Dziś nikt poważny nie powinien twierdzić, że wybory zostały sfałszowane. I trzeba zrobić wszystko, by nikt nigdy nie mógł tak twierdzić w przyszłości.

Wątpliwości mogą rozwiać tylko wielkie liczby. Należy ponownie przeliczyć głosy przynajmniej w tych komisjach, w stosunku do których zidentyfikowano niezrozumiałe anomalie. Protest wyborczy dr. Kontka wskazywał na konkretne podejrzenia, oparte na wiedzy i nauce, niestety został zignorowany. Izba Kontroli Nadzwyczajnej najwyraźniej nie ceni nauki i naukowców, woli za to lawirować na ruchomych, politycznych piaskach.

Dziś nikt poważny nie powinien twierdzić, że wybory zostały sfałszowane. I trzeba zrobić wszystko, by nikt nigdy nie mógł tak twierdzić w przyszłości. Dlatego ponowne przeliczenie głosów wydaje się koniecznością. Wątpliwości co do wyniku wyborów generują spór. Jedną z najistotniejszych funkcji władzy sądowniczej jest rozstrzyganie sporów. Kto nie chce ponownego przeliczenia głosów w odpowiednio dużej liczbie komisji budzących uzasadnione wątpliwości, ten przyczynia się do podziałów społecznych, którymi żywią się politycy.

Czytaj więcej

Sąd Najwyższy orzekł karę porządkową za wulgarny protest wyborczy

Po zaprzysiężeniu określonej osoby na prezydenta Polski nie da się cofnąć procedury

Czas goni. Jeżeli wątpliwości nie zostaną rozwiane tu i teraz, zaniechanie ustalenia prawdziwego wyniku wyborów może doprowadzić do nieodwracalnych szkód ustrojowych. Po zaprzysiężeniu określonej osoby na prezydenta Polski nie da się w żaden sposób cofnąć procedury. Jeśli kiedyś okaże się, że wybory w 2025 r. wygrała inna osoba, zaprzysiężonego prezydenta Polski nie da się usunąć z urzędu. Władzę prezydencką sprawuje osoba zaprzysiężona przez Zgromadzenie Narodowe, nawet jeśli to nie ją wybrali obywatele. Czy możemy sobie pozwolić na tak daleko idącą destabilizację państwa?

Spośród czterech uniwersalnych wartości wymienionych w preambule polskiej konstytucji, pierwsze miejsce zajmuje prawda. Z perspektywy prawa nie ma więc najmniejszego znaczenia, który kandydat wygrał wybory. Znaczenie ma tylko (i aż) prawda o wyniku głosowania.

Autor jest doktorem habilitowanym, profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego, prowadzi portal DogmatyKarnisty.pl

Analiza dra Krzysztofa Kontka wprowadziła do debaty o rzetelności wyborów prezydenckich szczyptę wiedzy i nauki. Matematyka musiała jednak ustąpić brutalnej polityce. Zbigniew Ziobro ignorował naukowców, gdy niszczył polski kodeks karny. Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN zignorowała anomalie wyborcze, dowiedzione metodą naukową, pozostawiając obywateli w stanie niepewności co do wyników głosowania.

Ważność wyboru prezydenta a konstytucja

Pozostało jeszcze 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Deregulacja na akord
Rzecz o prawie
Szymon Cydzik: Adwokat z zarzutami za ujawnienie danych w materiale dowodowym
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Nie tylko klient odczuwa emocje
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Połowa prawników nie zakłada togi
Rzecz o prawie
Jarosław Gwizdak: Ani słowa o roślinach doniczkowych!