Ojcowie nie są ulubieńcami polskiego ustawodawcy. Wciąż nie przysługują im dokładnie takie same uprawnienia wynikające z posiadania dzieci, jak matkom. Oczywiście w niektórych przypadkach jest to jak najbardziej uzasadnione – nikt nie kwestionuje np. że pierwsze 14 tygodni urlopu macierzyńskiego musi przysługiwać wyłącznie kobiecie, bo przecież musi mieć czas nie tylko na opiekę nad noworodkiem, ale i na regenerację w okresie połogu.
Problem w tym, że Warszawa opornie i z opóźnieniem przyznaje mężczyznom uprawnienia, które nie powinny być różnicowane z uwagi na płeć. Koronnym przykładem jest prawo do urlopu rodzicielskiego. Przez lata ojciec nie miał prawa do niego, jeśli matce nie przysługiwał urlop macierzyński (bo nie pracowała lub nie prowadziła działalności i nie opłacała składek na ubezpieczenie chorobowe, od którego zależy prawo do zasiłku macierzyńskiego). Mężczyzna nie mógł skorzystać z płatnej opieki nad dzieckiem, nawet jeśli sam pracował i płacił składkę chorobową. Zmieniło się to dopiero dzięki prawu unijnemu.
Czytaj więcej:
Gwarancje urlopów dla ojców dopiero po unijnym przymusie
Dopiero pod przymusem Brukseli wprowadzono też rozwiązania gwarantujące w praktyce mężczyznom możliwość skorzystania z uprawnień rodzicielskich i zachęcające ich do tego. UE wymogła, by co najmniej dwa miesiące z pełnej puli urlopu rodzicielskiego przysługiwało każdemu z rodziców (w praktyce chodzi o zapewnienie ich mężczyźnie). Warszawa oczywiście wydłużyła o dwa miesiące dotychczasowy wymiar, aby w praktyce o dwa miesiące nie skrócił się urlop matek, co generalnie jest korzystne dla rodzin, ale mówi też sporo o tym, kto dla rządzących nad Wisłą jest na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o rozwiązania wspierające rodziców. Podobnie było z urlopem wychowawczym. Dopiero unijne przepisy wymusiły wprowadzenie zasady, że co najmniej jeden miesiąc tego urlopu należy się każdemu z rodziców.
Dobrze więc, że tym razem Warszawa sama, bez żadnego przymusu, chce, by mężczyźni, którzy poświęcili się wychowaniu co najmniej czwórki dzieci, mieli prawo do świadczenia, tak jak poświęcające się opiece kobiety. To żaden przywilej, a jedynie wyrównanie uprawnień.