W ubiegły poniedziałek minął termin na zgłaszanie protestów w majowych wyborach prezydenckich. W dzisiejszej rozmowie w Radiu Zet I Prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Manowska poinformowała, że ich liczba przekroczyła 50 tys. – Ponad 90 proc. to są protesty powielane, których wzór został udostępniony przez posła Giertycha. Pracownicy SN nazywają je „giertychówkami” – powiedziała. - Z tych „giertychówek”, które wpłynęły do SN, bardzo duża liczba – parę tysięcy protestów – ma PESEL-e posła Giertycha, bo ludzie nie potrafili nawet wpisać swojego PESEL-u – dodała. Jednocześnie zapowiedziała, iż „protest, który jest dotknięty tego typu wadami będzie pozostawiony bez rozpoznania”.

Na te słowa zareagował na platformie X poseł Koalicji Obywatelskiej Roman Giertych. „Jutro złożę zawiadomienie na p.Manowską i inne osoby z tzw. Izby Nadzwyczajnej. We wszystkich 50 tysiącach protestach wyborczych z mojego wzoru, wnosiliśmy o przekazanie ich do Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych. Z jej wypowiedzi wynika, że nasze protesty ukradli neosędziowie" - zapowiedział polityk.

Czytaj więcej

Głosy Trzaskowskiego przypisane Nawrockiemu. „To nie jest jakaś wielka tragedia"

Orzeczenie o ważności wyborów i wątpliwości w sprawie Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych

Przypomnijmy, iż zgodnie z ustawą o SN protesty wyborcze rozstrzyga skład złożony z trzech sędziów Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, co do zasady na posiedzeniu niejawnym. Jak pisaliśmy na łamach „Rzeczpospolitej” pojawiają się wątpliwości dotyczące legalności orzekania tej Izby w sprawach wyborczych. Przyczyną tego jest kwestionowany status sędziów zasiadających w Izbie Kontroli Nadzwyczajnej. Wszyscy bowiem zostali powołani na swoje stanowiska na wniosek Krajowej Rady Sądownictwa wybranej przez Sejm.

Na rozpoznanie wszystkich protestów i wydanie uchwały w sprawie ważności wyborów Sąd Najwyższy ma czas do 2 lipca.