Reklama

Marek Migalski: Wścieklica antyprezydencka

Histeria, która opanowała stronę liberalno-lewicową po rzekomym upokorzeniu Donalda Tuska przez Karola Nawrockiego wskazuje, że w starciu z prezydentem jest bez szans, a jej działania będą jedynie uprawdopodobniać reelekcję obecnej głowy państwa.

Publikacja: 20.08.2025 04:44

Prezydent Karol Nawrocki

Prezydent Karol Nawrocki

Foto: PAP/Wojtek Jargiło

Powodem owej histerii był sposób przyjęcia premiera. Jak skrzętnie obliczyli niektórzy dziennikarze, musiał on czekać na Nawrockiego 90 sekund. W opinii liberalno-lewicowego komentariatu było to zachowanie chamskie, niekulturalne i świadczące o braku dobrego wychowania gospodarza. Najdalej w swej egzaltacji poszła Joanna Szczepkowska wprost, nazywając Nawrockiego chamem (przy okazji rozpływając się nad klasą Tuska), ale media (także te społecznościowe) pełne były podobnych wyrazów oburzenia ze strony liderów opinii kojarzonych z koalicją 15 października. Prześcigali się oni w wymyślaniu epitetów i słów pogardy dla obecnej głowy państwa, przy okazji zachwycając się szefem rządu.

Kto na kogo powinien czekać? Prezydent Nawrocki na premiera Tuska, czy premier Tusk na prezydenta Nawrockiego?

Zacznijmy od rzeczy mniej ważnej, czyli od tego, czy mieli rację. Oczywiście nie. W polityce mniej ważny czeka na ważniejszego. Tak po prostu jest – to nie kwestia kultury osobistej, lecz praktyki politycznej. Inaczej to Tusk powinien co wtorek czekać na swoich ministrów i rozpoczynać posiedzenie rządu dopiero w momencie, gdy ostatni z nich raczy dotrzeć. Prezydent jest pierwszą osobą w państwie, premier czwartą – więc jest oczywiste, kto na kogo ma czekać. Czy ktoś miał pretensje, że 15 sierpnia wszyscy zgromadzeni czekali na Nawrockiego, aż ten dołączy do nich i da sygnał do rozpoczęcia parady wojskowej? Głowa polskiego państwa może czekać jedynie na głowy innych państw lub na szczególnie ważnych gości. Nie na urzędnika niższego od siebie rangą.

Czytaj więcej

„Prezydent nie będzie chował się w pałacu”. Szef KPRP o kulisach rozmowy Nawrockiego z Trumpem

Komentariat sprzyjający władzy chciał, by Nawrocki czekał na Tuska, najlepiej chyba na dziedzińcu pałacu, w najgorszym przypadku w saloniku. To jednak absurd, tak to po prostu nie działa. I co najważniejsze – nigdy nie działało: to Leszek Miller czekał na Aleksandra Kwaśniewskiego, Kazimierz Marcinkiewicz na Lecha Kaczyńskiego, a Donald Tusk… na Bronisława Komorowskiego. Nigdy to nikomu nie przeszkadzało, a teraz nagle zaczęło. Czy owe półtorej minuty to dużo? Niespecjalnie. Mogłaby to być minuta, ale mogło także być trzy minuty. Jest oczywiste, że Nawrocki specjalnie lekko się spóźnił, by pokazać, kto tu jest ważniejszy, ale to była czysta polityka, nie kwestia bycia lub niebycia chamem. Jeśli już szukać jakiegoś despektu, którego dopuszczono się wobec premiera, to w fakcie, że po wyjściu z samochodu został przywitany przez podsekretarza stanu, a nie na przykład przez szefa kancelarii. Na pewno jednak nie powinno się wymagać, by witającym (i oczekującym) był lokator pałacu prezydenckiego.

Reklama
Reklama

Andrzej Duda i Lech Kaczyński byli krytykowani także wtedy, gdy na krytykę nie zasługiwali. Podobnie będzie z Karolem Nawrockim

Jest jednak sprawa ważniejsza niż to, że liderzy opinii strony liberalno-lewicowej nie znają się na protokole dyplomatycznym. Ich zupełnie pozbawiony sensu (i hamulców, przy okazji) atak na Nawrockiego pokazuje, że będą zupełnie bezradni, gdy nastanie czas, kiedy naprawdę zasłuży on na krytykę. Do tego czasu zużyją już cały arsenał kpin i gdy nadejdzie moment łamania przez niego konstytucji, będą mogli jedynie powtarzać użyte (i zużyte) już wcześniej epitety i argumenty. Będą jak pastuszek, który tyle razy bezzasadnie i dla zabawy używał dzwonka ostrzegającego przed wilkami, że gdy wreszcie naprawdę nadeszły, nikt nie zareagował na jego alarm.

Powtarza się zatem sytuacja z Andrzejem Dudą i Lechem Kaczyńskim – oni też byli atakowani nie tylko wtedy, gdy na krytykę zasługiwali, ale także wówczas, gdy ich krytykom podpowiadała to kompulsja i zwyczajna wzgarda. Dlatego zwłaszcza ten drugi był w pewnym momencie już zupełnie teflonowy – im bardziej go atakowano, tym bardziej umacniał się na pozycji lidera wszystkich rankingów sympatii i zaufania. Jeśli dziś nazywa się Nawrockiego chamem za to, że na spotkanie z niższym od siebie urzędnikiem przyszedł po 90 sekundach od przybycia tegoż, to jakich użyje się określeń, gdy naprawdę coś zbroi? Jeśli wyśmiewa się to, że zaprosił do pałacu swoją rodzinę, a komentariat opisuje to jako obrazki z życia Kiepskich, to jaką wartość będą mieć ich „opinie” w przyszłości?

Czytaj więcej

Zmasakrowany wizerunek

Czy krytykując Karola Nawrockiego, zwolennicy obecnej koalicji pomagają PiS i głowie państwa?

Wszystko wskazuje na to, że przyczyną tej sytuacji jest wiara w fake newsa o sfałszowaniu wyborów. Przekonanie dużej części elektoratu obecnej koalicji rządzącej oraz sprzyjających jej liderów opinii o tym, że wybory zostały ukradzione i że prawdziwym zwycięzcą jest Rafał Trzaskowski (myślenie dokładnie tak „subtelne” jak zwolenników Trumpa sprzed ponad czterech lat), sprawia, że jest prawie niemożliwe szanowanie Nawrockiego przez liberalno-demokratyczną stronę. To zaś czyni ją bezbronną wobec niego, bo zamyka jej przedstawicieli w kompulsji, we „wścieklicy”, które warunkują ich reakcje na działania obecnego prezydenta. Te reakcje są całkowicie przewidywalne i łatwe do wykorzystania przez przeciwników. Tym sposobem liderzy strony „demokratycznej” przyczyniają się do zwycięstwa PiS w 2027 roku i do reelekcji Nawrockiego trzy lata później. Najpierw rozpętali w czasie kampanii histerię wokół kandydata PiS, potem przekonywali, że wygrał w wyniku „anomalii” i fałszerstw, a dziś stali się więźniami zdeprawowanych przez siebie umysłów swoich zwolenników, którzy w normalnym zachowaniu prezydenta wobec premiera widzą chamskie upokorzenie ich idola przez „alfonsa”.

Czytaj więcej

Tekst Onetu o Grand Hotelu. Są szczegóły procesu Karola Nawrockiego przeciwko portalowi

W taki oto sposób obrońcy demokracji, liberałowie i miłośnicy Zachodu przyczyniają się, nolens volens, do uprawdopodobnienia powrotu do władzy partii, której nie podoba się demokracja liberalna i zachodnie wartości. Oraz do reelekcji prezydenta, który jest owej partii emanacją.

Reklama
Reklama

Powodem owej histerii był sposób przyjęcia premiera. Jak skrzętnie obliczyli niektórzy dziennikarze, musiał on czekać na Nawrockiego 90 sekund. W opinii liberalno-lewicowego komentariatu było to zachowanie chamskie, niekulturalne i świadczące o braku dobrego wychowania gospodarza. Najdalej w swej egzaltacji poszła Joanna Szczepkowska wprost, nazywając Nawrockiego chamem (przy okazji rozpływając się nad klasą Tuska), ale media (także te społecznościowe) pełne były podobnych wyrazów oburzenia ze strony liderów opinii kojarzonych z koalicją 15 października. Prześcigali się oni w wymyślaniu epitetów i słów pogardy dla obecnej głowy państwa, przy okazji zachwycając się szefem rządu.

Pozostało jeszcze 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Polska z bronią u nogi
Publicystyka
Antonina Łuszczykiewicz-Mendis: Indie – trzecia droga między USA a Chinami?
Publicystyka
Karol Nawrocki będzie koniem trojańskim Trumpa w Europie czy Europy u Trumpa?
Publicystyka
Marek A. Cichocki: Trzeba przeciwdziałać pokusie instrumentalnego traktowania Polski
Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Dotacje z KPO, czyli kot z wykręconym ogonem
Reklama
Reklama