To był dominujący ton opowieści o Lechu Kaczyńskim. O jego dyskusjach z ekonomistami mówiło się znacznie mniej. Relacje z jego wystąpień na szczycie ekonomicznym w Davos trudno było gdziekolwiek znaleźć. Ale za to nieustannie powtarzano, że Lech Kaczyński zawetuje wszystkie ustawy przyjęte z inicjatywy obecnego rządu, mimo że zawetował tylko bardzo niewielką ich część.
Dopóki prezydent Kaczyński nie zdecydował się wprowadzić zmian w Społecznym Komitecie Ochrony Zabytków Krakowa, nikt nie usłyszał, że to za jego kadencji Kancelaria Prezydenta znacznie zwiększyła budżet, dzięki któremu Kraków wygląda tak, jak wygląda. I tematem tekstów nie była aktywna pomoc dla miasta, ale „rozpychanie się” Kaczyńskiego, „upartyjnianie” i wsadzanie swoich ludzi do komitetu, co zresztą nie miało nic wspólnego z prawdą.
Sądy przy pełnej aprobacie mediów i środowisk opiniotwórczych mogą wydawać wyroki na tych, którzy urazili naczelnego jednej z gazet, ale sprawa bezdomnego, który publicznie obrażał głowę państwa, urosła do rangi skandalu, gdy próbowano go osądzić. W relacjach z tej sprawy zmistyfikowano bardzo wiele, a przede wszystkim odebrano prezydentowi prawo do obrony godności. Innym obywatelom RP to prawo przysługuje.
To wszystko prowadziło do jednego wniosku: prezydent ośmiesza Polskę. Sześćset osób, w tym niektórzy znani pisarze, oświadczyło w liście: „Wolimy, żeby prezydent Kaczyński nie ośmieszał Polski – niech, skoro już musi, ośmiesza siebie i swoją przegraną formację polityczną” – to w obronie homoseksualistów.
A skoro ośmiesza, to trzeba się go pozbyć. Stefan Niesiołowski: „Trzeba wyeliminować tych szkodników polskiej polityki (braci Kaczyńskich – przyp. I.J). Nie mam nic przeciwko temu, żeby Jarosław wdychał sobie inhalacje, a Lech spacerował” – wyjaśniał wicemarszałek Sejmu i precyzował: „Ja chcę ich tylko wyeliminować z polityki”.
Kiedy Lech Kaczyński podejmował jakiekolwiek działania, zawsze obok normalnej krytyki pojawiało się ośmieszanie, dezawuowanie. Wyprawa do Gruzji w czasie wojny rosyjsko-gruzińskiej była „śmieszna, żałosna”. Najpoważniejsi politycy nie bali się mówić: „Jaka wizyta, taki zamach”, kiedy wyglądało na to, że jego życie jest zagrożone.
Kiedy mówił o tym, że Polska powinna być w G20, natychmiast kpiono, że nie ma pojęcia, jak się ustala skład grupy najbogatszych państw świata. Kiedy jego kancelaria zamówiła monitoring mediów, co robi każde ministerstwo, wyśmiewano się, że wydaje masę pieniędzy, by Kaczyński mógł o sobie czytać. Problemem stawało się nawet to, że do Juraty zamawia się za dużo kotletów, a barek w Kancelarii Prezydenta jest deficytowy.
Wykpiwano albo zbywano jako zbędne jego działania na rzecz dywersyfikacji dostaw gazu. Polityka nawiązywania bliskich kontaktów z państwami Kaukazu rzadko była przedmiotem poważnej debaty, dużo częściej – docinków. Podobnie jak polityka wobec Rosji, Niemiec czy Unii Europejskiej. Każda poważna inicjatywa była traktowana jako jakiś żałosny wymysł.
[srodtytul]Niestosowny klimat[/srodtytul]
Tak wygląda kawałek prawdy o życiu publicznym w Polsce. Cytaty są dosłowne, łatwo je odnaleźć, można przygotować ich jeszcze więcej. Tak traktowano prezydenta RP. Tak przedstawiano go wyborcom. Oczywiście nie dotyczy to wszystkich mediów.
Przytoczyłem tu najostrzejsze wypowiedzi. Ale oddają one klimat, w jakim wypadło sprawować swój urząd Lechowi Kaczyńskiemu. Trudno w tych dniach przyszło mi pisanie tego tekstu. Ale właśnie w tej chwili możemy sobie dobrze zdać sprawę z niestosowności tego, co się działo. Jak bardzo nie szanowaliśmy urzędu i osoby prezydenta RP.
Poddawać krytyce można każdego. Sami na łamach „Rzeczpospolitej” niejednokrotnie krytykowaliśmy rozmaite działania prezydenta Kaczyńskiego. Ale czym innym jest krytyka głowy państwa, a czym innym jej ośmieszanie. To był proces masakrowania wizerunku prezydenta RP. To jest coś, co już nigdy nie powinno się powtórzyć.
Bez tego aspektu obraz prezydentury Lecha Kaczyńskiego, który rysujemy w dzisiejszym „Plusie Minusie”, byłby niepełny.