Zapraszać gen. Wojciecha Jaruzelskiego czy nie zapraszać na pokład samolotu, który zawiezie prezydencką parę na beatyfikację Jana Pawła II? I czy będzie to oznaka politycznej rehabilitacji generała, jak wczoraj pisała włoska "La Reppublica", czy nie – oto pytania wokół których od kilku dni toczy się debata w mediach.
Ta dyskusja, przyznaję, zdumiewa mnie. Bo pytanie podstawowe jest zupełnie inne: dlaczego w ogóle prezydent Bronisław Komorowski zaprasza na pokład samolotu jako uczestników delegacji państwowej, która ma uczestniczyć w uroczystościach na placu św. Piotra wszystkich byłych prezydentów i byłych premierów?
Całe szczęście, że od 1989 r. rząd nie zmieniał się co pół roku, a Aleksander Kwaśniewski był prezydentem przez dwie kadencje, bo inaczej mogłoby zabraknąć miejsc w samolocie...
Ale mówiąc poważnie: beatyfikacja Jana Pawła II jest przede wszystkim wydarzeniem religijnym. Owszem, Stolica Apostolska jako państwo utrzymujące stosunki dyplomatyczne z innymi krajami zaprasza na uroczystość przedstawicieli innych państw. A prezydent czy premier może zaprosić kogo chce. Ale dlaczego akurat byłych prezydentów i byłych premierów? Dlaczego to oni mają być członkami oficjalnej delegacji państwowej na placu św. Piotra? Każda z tych postaci jest już tylko osobą prywatną. Intencje prezydenta mogły być dobre, ale skończyło się jak zawsze.
Dwóch byłych premierów odrzuciło zaproszenie – Jarosław Kaczyński z przyczyn polityczno-osobistych, co było do przewidzenia, a Leszek Miller, jak przypuszczam, światopoglądowych.