Najlepiej widać to na przykładzie awantury w sprawie wysyłania polskich żołnierzy na Ukrainę. Nie ma chyba tematu, którego polscy politycy baliby się bardziej. Z jednej strony prężymy muskuły, organizujemy 15 sierpnia coraz większe defilady, deklamujemy, że „nie oddamy ani guzika” – a z drugiej? Wykluczamy z góry, że w jakiejkolwiek misji polski wojak przekroczy ukraińską granicę. Wykluczamy nawet udział w europejskich siłach stabilizacyjnych. Wykluczamy udział w siłach wysyłanych pod egidą ONZ. Wykluczamy jakąkolwiek bezpośrednią pomoc militarną dla zaatakowanego sąsiada.
Chodzi przecież nie o walki na froncie czy nawet udział w obronie miast, ale o przyszłe gwarancje bezpieczeństwa, które byłyby wspierane przez siły międzynarodowe. Tak jak kiedyś na Wzgórzach Golan i we wszystkich tych miejscach na świecie, gdzie obecność polskich żołnierzy pomagała w utrzymaniu pokoju. Dlaczego Polacy mogli jechać do rozpadającej się, krwawiącej Jugosławii? Dlaczego byli w Afganistanie i Iraku? Dlaczego wtedy nie było to przedmiotem walki politycznej?
O decyzjach polityków decyduje wyścig z Konfederacją i Grzegorzem Braunem, a nie interes Polski
Obawiam się, że odpowiedź na to pytanie jest równie prosta, co brutalna. Nastawienie Polski do Ukrainy zmieniło się. Gdyby była szansa na pokój w 2022 roku, ówczesny rząd bez szemrania wysłałby razem z innymi państwami w UE oddziały pokojowe, wyspecjalizowane w misjach. W roku 2025 to „kwestia polityczna” i dlatego to wyścig z Konfederacją oraz Grzegorzem Braunem oraz wszystkie antyuchodźcze fobie decydują – a nie interes kraju.
Czytaj więcej
Prezydent Karol Nawrocki i premier Donald Tusk dostarczają żelaznym elektoratom pożądanego konfli...
– Chciałem to jeszcze raz potwierdzić, bo wiele fake newsów się pojawiało, zresztą inspirowanych ze strony Rosji, podchwytywanych przez albo głupców, albo jakichś sabotażystów, którzy to podchwytywali w Polsce i mówili, że już są przygotowywane jakieś jednostki do wysłania na Ukrainę – to jest wierutna bzdura. Nie wyślemy – mówił Władysław Kosiniak-Kamysz w „Faktach po Faktach” TVN24. Jeden z najważniejszych polityków w państwie, minister obrony i wicepremier uważa, że nie możemy wysłać wojsk, bo 5–6 tys. żołnierzy jest zaangażowanych na granicy z Białorusią, a reszta pomaga przy transporcie pomocy i broni przez nasze terytorium. Aż strach pomyśleć, kto właściwie miałby nas bronić, gdyby do takiej konieczności doszło.