Reklama

Zuzanna Dąbrowska: Polska z bronią u nogi

Polityczna awantura o to, dlaczego Polski nie było przy stole w Gabinecie Owalnym, idealnie oddaje nasze narodowe kompleksy, pokazuje dyplomatyczne i taktyczne błędy, a także skutki, jakie przynosi głęboka nienawiść przenikająca życie publiczne. Tracimy szanse jako kraj, bo politycy boją się stracić głosy w wyborach.

Publikacja: 20.08.2025 04:51

Nastawienie Polski do Ukrainy zmieniło się. Gdyby była szansa na pokój w 2022 roku, ówczesny rząd be

Nastawienie Polski do Ukrainy zmieniło się. Gdyby była szansa na pokój w 2022 roku, ówczesny rząd bez szemrania wysłałby razem z innymi państwami w UE oddziały pokojowe, wyspecjalizowane w misjach. W roku 2025 to „kwestia polityczna” i dlatego to wyścig z Konfederacją oraz Grzegorzem Braunem oraz wszystkie antyuchodźcze fobie decydują – a nie interes kraju.

Foto: REUTERS/Italian Prime Ministry

Najlepiej widać to na przykładzie awantury w sprawie wysyłania polskich żołnierzy na Ukrainę. Nie ma chyba tematu, którego polscy politycy baliby się bardziej. Z jednej strony prężymy muskuły, organizujemy 15 sierpnia coraz większe defilady, deklamujemy, że „nie oddamy ani guzika” – a z drugiej? Wykluczamy z góry, że w jakiejkolwiek misji polski wojak przekroczy ukraińską granicę. Wykluczamy nawet udział w europejskich siłach stabilizacyjnych. Wykluczamy udział w siłach wysyłanych pod egidą ONZ. Wykluczamy jakąkolwiek bezpośrednią pomoc militarną dla zaatakowanego sąsiada.

Reklama
Reklama

Chodzi przecież nie o walki na froncie czy nawet udział w obronie miast, ale o przyszłe gwarancje bezpieczeństwa, które byłyby wspierane przez siły międzynarodowe. Tak jak kiedyś na Wzgórzach Golan i we wszystkich tych miejscach na świecie, gdzie obecność polskich żołnierzy pomagała w utrzymaniu pokoju. Dlaczego Polacy mogli jechać do rozpadającej się, krwawiącej Jugosławii? Dlaczego byli w Afganistanie i Iraku? Dlaczego wtedy nie było to przedmiotem walki politycznej?

O decyzjach polityków decyduje wyścig z Konfederacją i Grzegorzem Braunem, a nie interes Polski

Obawiam się, że odpowiedź na to pytanie jest równie prosta, co brutalna. Nastawienie Polski do Ukrainy zmieniło się. Gdyby była szansa na pokój w 2022 roku, ówczesny rząd bez szemrania wysłałby razem z innymi państwami w UE oddziały pokojowe, wyspecjalizowane w misjach. W roku 2025 to „kwestia polityczna” i dlatego to wyścig z Konfederacją oraz Grzegorzem Braunem oraz wszystkie antyuchodźcze fobie decydują – a nie interes kraju.

Czytaj więcej

Estera Flieger: Konflikt Nawrockiego z Tuskiem to ściema. Żaden nie chciał lecieć do USA

– Chciałem to jeszcze raz potwierdzić, bo wiele fake newsów się pojawiało, zresztą inspirowanych ze strony Rosji, podchwytywanych przez albo głupców, albo jakichś sabotażystów, którzy to podchwytywali w Polsce i mówili, że już są przygotowywane jakieś jednostki do wysłania na Ukrainę – to jest wierutna bzdura. Nie wyślemy – mówił Władysław Kosiniak-Kamysz w „Faktach po Faktach” TVN24. Jeden z najważniejszych polityków w państwie, minister obrony i wicepremier uważa, że nie możemy wysłać wojsk, bo 5–6 tys. żołnierzy jest zaangażowanych na granicy z Białorusią, a reszta pomaga przy transporcie pomocy i broni przez nasze terytorium. Aż strach pomyśleć, kto właściwie miałby nas bronić, gdyby do takiej konieczności doszło.

Reklama
Reklama

Na koniec wicepremier przedstawił argument koronny: – Najłatwiej ze strony rosyjskiej byłoby o prowokację w stosunku do polskich żołnierzy. To byłby pierwszy cel – żeby wzbudzić prowokacyjną agresję, a może dokonać jakiegoś aktu poważnej dywersji na terytorium Ukrainy, wymierzonego nie już w Ukraińców, tylko w polskich żołnierzy – mówił. Czyli nie pomożemy Ukrainie poprzez udział w misji pokojowej, bo ruscy mogliby naszych żołnierzy sprowokować? I „wzbudzić ich prowokacyjną agresję”?

Skupiamy się na łapaniu kilkunastu uchodźców miesięcznie na Podlasiu, a nie na pokoju w Ukrainie

W tę współczesną opowieść o „staniu z bronią u nogi” perfekcyjnie wpisuje się Prawo i Sprawiedliwość z byłym ministrem obrony Mariuszem Błaszczakiem na czele. Otóż jego zdaniem prezydent Nawrocki dlatego nie pojechał do Waszyngtonu na spotkanie z Donaldem Trumpem i unijnymi liderami, bo rozmowy odbywały się w formacie „koalicji chętnych”. Do czego chętnych? Oczywiście do wysyłania wojsk do Ukrainy. I to, że polskiego prezydenta nikt nie zaprosił, nie ma żadnego znaczenia. I tak sam nie chciał, bo akurat miał coś ważniejszego do roboty.

Potwierdził to prezydencki minister Marcin Przydacz, tłumacząc, że „format, jaki tam był obecny, to format koalicji chętnych, której podstawą było tworzenie przyszłych ewentualnych obecności wojskowych na Ukrainie”.

Polska pozostanie więc przy strategii „splendid isolation”. I wcale nam nie zaszkodzi, że nasza ojczyzna leży między Rosją, Niemcami i Ukrainą. Skupimy się na bohaterskim łapaniu kilkunastu uchodźców miesięcznie na Podlasiu.

Autor

Zuzanna Dąbrowska

Wicenaczelna PAP

Najlepiej widać to na przykładzie awantury w sprawie wysyłania polskich żołnierzy na Ukrainę. Nie ma chyba tematu, którego polscy politycy baliby się bardziej. Z jednej strony prężymy muskuły, organizujemy 15 sierpnia coraz większe defilady, deklamujemy, że „nie oddamy ani guzika” – a z drugiej? Wykluczamy z góry, że w jakiejkolwiek misji polski wojak przekroczy ukraińską granicę. Wykluczamy nawet udział w europejskich siłach stabilizacyjnych. Wykluczamy udział w siłach wysyłanych pod egidą ONZ. Wykluczamy jakąkolwiek bezpośrednią pomoc militarną dla zaatakowanego sąsiada.

Pozostało jeszcze 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Publicystyka
Marek Migalski: Wścieklica antyprezydencka
Publicystyka
Antonina Łuszczykiewicz-Mendis: Indie – trzecia droga między USA a Chinami?
Publicystyka
Karol Nawrocki będzie koniem trojańskim Trumpa w Europie czy Europy u Trumpa?
Publicystyka
Marek A. Cichocki: Trzeba przeciwdziałać pokusie instrumentalnego traktowania Polski
Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Dotacje z KPO, czyli kot z wykręconym ogonem
Reklama
Reklama