– To nie były rozmowy w szerokim formacie, w którym wszyscy siadali i dyskutowali o przyszłości. Na zaproszenie prezydenta Trumpa do Waszyngtonu przyjechał prezydent Ukrainy. Cała grupa liderów europejskich przyjechała tam niejako jako element wsparcia Wołodymyra Zełenskiego – powiedział w poniedziałek na antenie TVN24 Marcin Przydacz, odnosząc się do niedawnego szczytu w stolicy USA.
– Na początku miała tam jechać jedna osoba, miał to być Mark Rutte. Później do tego zgłosił się prezydent Finlandii i wszyscy uznali, że jedzie dwóch liderów, którzy mają dobre relacje z prezydentem Trumpem i będą umieli stworzyć odpowiednią atmosferę (...). Następnie, troszkę na wyścigi, mam wrażenie, część liderów zaczęła podnosić ręce, że koniecznie też chce się tam udać – dodał.