Wiceminister spraw zagranicznych Marcin Bosacki mówi, że otoczeniu prezydenta Karola Nawrockiego zabrakło determinacji. W odpowiedzi szef Biura Polityki Międzynarodowej w Kancelarii Prezydenta Marcin Przydacz odpowiada, że to rząd w weekend nie zgłosił chęci, by Polska uczestniczyła w spotkaniu w Białym Domu. Na to minister spraw zagranicznych odpowiada, że na spotkaniach, o których mówi Przydacz, nikt o udział w szczycie w Białym Domu nie pytał. Rzecznik MSZ Paweł Wroński ubolewa nad „asymetrycznym przepływem informacji” między Kancelarią Prezydenta a Kancelarią Premiera, a wspomniany Przydacz narzeka, że minister Sikorski do Kancelarii Prezydenta nie dzwoni. Na koniec PiS mówi, że Karol Nawrocki będzie w Waszyngtonie 3 września, a z rządem Donalda Tuska w USA nikt nie rozmawia.
Jaki obraz polskiej dyplomacji wyłania się ze sporu o odpowiedzialność za brak przedstawiciela w Białym Domu?
Wyłania się z tego obraz polskiej dyplomacji, która przystępuje do rywalizacji o przyszły kształt architektury bezpieczeństwa w Europie ze skrępowanymi rękoma i opaską na oczach. Innymi słowy: nasze szanse na osiągnięcie celów w tej dyplomatycznej grze sił wydają się, mówiąc delikatnie, umiarkowane.
Czytaj więcej
Na kilka godzin przed szczytem w Białym Domu, który może zdecydować o losach Europy na pokolenia,...
Najgorsze jest jednak to, że obie strony dziś ochoczo deklarują publicznie gotowość do włączenia polityki zagranicznej w przestrzeń rytualnego polsko-polskiego sporu. A jeszcze w piątek, po spotkaniu Donalda Tuska z Karolem Nawrockim w Pałacu Prezydenckim, wydawało się, że w dużym i małym pałacu górę nad potrzebą ugrywania punkcików w politycznych gierkach weźmie jednak świadomość tego, że są sprawy ważne, ważniejsze i racja stanu, która wymaga, by poza granicami Polski, zwłaszcza w sprawach bezpieczeństwa, mówić jednym głosem.