Reklama

Artur Bartkiewicz: Gdy dzieje się historia, rząd i prezydent spierają się o to, kto ma krótsze spodenki

Kiedy cały świat z zapartym tchem obserwował, co wydarzy się 18 sierpnia w Białym Domu, my zostaliśmy uraczeni widowiskiem krajowej produkcji – polityczną telenowelą o tym, czy w Białym Domu bardziej nie było prezydenta Karola Nawrockiego, czy może jednak premiera Donalda Tuska.

Aktualizacja: 20.08.2025 08:54 Publikacja: 19.08.2025 12:12

Karol Nawrocki i Donald Tusk

Karol Nawrocki i Donald Tusk

Foto: PAP

Wiceminister spraw zagranicznych Marcin Bosacki mówi, że otoczeniu prezydenta Karola Nawrockiego zabrakło determinacji. W odpowiedzi szef Biura Polityki Międzynarodowej w Kancelarii Prezydenta Marcin Przydacz odpowiada, że to rząd w weekend nie zgłosił chęci, by Polska uczestniczyła w spotkaniu w Białym Domu. Na to minister spraw zagranicznych odpowiada, że na spotkaniach, o których mówi Przydacz, nikt o udział w szczycie w Białym Domu nie pytał. Rzecznik MSZ Paweł Wroński ubolewa nad „asymetrycznym przepływem informacji” między Kancelarią Prezydenta a Kancelarią Premiera, a wspomniany Przydacz narzeka, że minister Sikorski do Kancelarii Prezydenta nie dzwoni. Na koniec PiS mówi, że Karol Nawrocki będzie w Waszyngtonie 3 września, a z rządem Donalda Tuska w USA nikt nie rozmawia.

Jaki obraz polskiej dyplomacji wyłania się ze sporu o odpowiedzialność za brak przedstawiciela w Białym Domu?

Wyłania się z tego obraz polskiej dyplomacji, która przystępuje do rywalizacji o przyszły kształt architektury bezpieczeństwa w Europie ze skrępowanymi rękoma i opaską na oczach. Innymi słowy: nasze szanse na osiągnięcie celów w tej dyplomatycznej grze sił wydają się, mówiąc delikatnie, umiarkowane. 

Czytaj więcej

Jędrzej Bielecki: O nas bez nas. W Białym Domu u Donalda Trumpa brakuje Polski

Najgorsze jest jednak to, że obie strony dziś ochoczo deklarują publicznie gotowość do włączenia polityki zagranicznej w przestrzeń rytualnego polsko-polskiego sporu. A jeszcze w piątek, po spotkaniu Donalda Tuska z Karolem Nawrockim w Pałacu Prezydenckim, wydawało się, że w dużym i małym pałacu górę nad potrzebą ugrywania punkcików w politycznych gierkach weźmie jednak świadomość tego, że są sprawy ważne, ważniejsze i racja stanu, która wymaga, by poza granicami Polski, zwłaszcza w sprawach bezpieczeństwa, mówić jednym głosem.

Reklama
Reklama

Najgorsze jest jednak to, że obie strony dziś ochoczo deklarują publicznie gotowość do włączenia polityki zagranicznej w przestrzeń rytualnego polsko-polskiego sporu

Okazało się to jednak naiwnością. W efekcie prestiżową porażkę w postaci braku przedstawiciela Polski na negocjacjach dotyczących Europy w Białym Domu udało nam się podnieść do kwadratu, bo przy okazji rządzący zademonstrowali wszystkim, że Polska ma dwa ośrodki prowadzenia polityki zagranicznej, których interakcje polegają przede wszystkim na wzajemnym wkładaniu sobie kijów w szprychy. Czy z państwem, które w tak ważnej sprawie nie jest w stanie uzgodnić wspólnej wersji zdarzeń, można się na arenie międzynarodowej liczyć? Cóż, móc można, ale wielu może uznać, że nie trzeba. I to jest znacznie gorsze niż to, że przedstawiciela Polski zabrakło w Białym Domu – stanowi bowiem zapowiedź kolejnych dyplomatycznych porażek i zachętę do rozgrywania obu pałaców. 

Spór Kancelarii Prezydenta i Kancelarii Premiera: kto ma krótsze spodenki?

– Trzeba pamiętać o jednym: do stołu w takich rozmowach nie można siadać w krótkich spodenkach – mówił w TVN24 wiceszef KPRM Jakub Stefaniak, co stanowiło aluzję do tego, że w Pałacu Prezydenckim zabrakło dojrzałości. Patrząc obiektywnie na całą sytuację, można jednak odnieść wrażenie, że jesteśmy świadkami licytowania się przez oba ośrodki władzy wykonawczej w Polsce na to, czyje spodenki są krótsze. I wcale nie jest łatwo wskazać zwycięzcę. 

Wiceminister spraw zagranicznych Marcin Bosacki mówi, że otoczeniu prezydenta Karola Nawrockiego zabrakło determinacji. W odpowiedzi szef Biura Polityki Międzynarodowej w Kancelarii Prezydenta Marcin Przydacz odpowiada, że to rząd w weekend nie zgłosił chęci, by Polska uczestniczyła w spotkaniu w Białym Domu. Na to minister spraw zagranicznych odpowiada, że na spotkaniach, o których mówi Przydacz, nikt o udział w szczycie w Białym Domu nie pytał. Rzecznik MSZ Paweł Wroński ubolewa nad „asymetrycznym przepływem informacji” między Kancelarią Prezydenta a Kancelarią Premiera, a wspomniany Przydacz narzeka, że minister Sikorski do Kancelarii Prezydenta nie dzwoni. Na koniec PiS mówi, że Karol Nawrocki będzie w Waszyngtonie 3 września, a z rządem Donalda Tuska w USA nikt nie rozmawia.

/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Macron wycofuje się. Po angielsku
Komentarze
Estera Flieger: W sprawie Franka Sterczewskiego Koalicja Obywatelskiego jest partią obciachu
Komentarze
Bogusław Chrabota: Czy Szymon Hołownia uwierzy w opowieść PiS o tym, że jest ofiarą Donalda Tuska?
Komentarze
Bogusław Chrabota: Mirek Chojecki – pionier wolnego słowa
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Pokojowy Nobel dla Machado. Wenezuelskie obsesje Donalda Trumpa
Reklama
Reklama