Wbrew pozorom liderzy SLD są zadowoleni z marnej frekwencji na warszawskiej Manifie. Obecność na niej Janusza Palikota i dobór haseł to dla nich dowód, że organizatorki demonstracji sprzymierzyły się z partią polityka z Biłgoraja.
Na Manifę przyszły trzy tysiące uczestniczek. Mniej niż w poprzednich latach, a tyle samo, co na odbywającej się w Łodzi demonstracji w obronie TV Trwam. Radykalne obyczajowo, głównie antykatolickie hasła nie przyciągnęły tłumów.
W tym roku – co wypominają politycy SLD – nie było haseł socjalnych. To zaskakujące, zważywszy na zainteresowanie propozycją podwyższenia wieku emerytalnego kobiet. Sojusz wytyka organizatorkom, że frekwencja na Manifie była wyższa w poprzednich latach, gdy postulowano np. wyrównanie dysproporcji płacowych między płciami. Organizatorki tegorocznej Manify uznały jednak, że zaszkodzą nowemu sojusznikowi, czyli Ruchowi Palikota, przypominając o niepopularnym pomyśle zrównania wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn.
Palikot bowiem deklaruje poparcie dla rządowej propozycji. Inaczej niż SLD, który zebrał 300 tys. podpisów pod wnioskiem o referendum emerytalnym.
Akcja zbierania podpisów wzmocniła już Sojusz. Na pewno przy okazji udowodniła im, że szansą na odbudowę poparcia jest odwołanie się do strachu Polaków przed kryzysem i biedą niż podnoszenie haseł obyczajowych.