Jan Guz, przewodniczący OPZZ, przekonuje: ponieważ atakuje się nas, związkowców, za to, że zarabiamy krocie, to ujawnijmy zarobki wszystkich. Pytamy: ale jeśli czujecie się szykanowani, to może sami poinformujecie o swoich apanażach, nie zmuszając do tego pozostałych. – To nie byłoby fair. Albo wszyscy, albo nikt, liczy się solidaryzm społeczny – odpowiada nam Guz.
Dlatego chce, by parlament uchwalił ustawę, na podstawie której nasze PIT byłyby dostępne dla wszystkich.
To pomysł chybiony i niebezpieczny. Byłby to zamach na wolność zawierania umów, pracownicy byliby narażeni na działalność przestępców. Tok myślenia związkowców to także kolejny przejaw choroby polegającej na negowaniu prostej, ale podstawowej zasady: ludzie są dorośli i odpowiedzialni za siebie, państwo może i powinno wkraczać tylko wtedy, gdy jest to bezwzględnie konieczne.
Jaką pensję ma twój szef? Związki zawodowe chcą jawności płac
Zawieranie dwustronnych umów to jeden z filarów naszej wolności. Ale i odpowiedzialności. Dzięki temu zachowujemy prawo do stanowienia o sobie. Musimy się też liczyć z konsekwencjami naszych decyzji. Tę wolność wciąż ogranicza nam państwo. Wprowadza kodeksy, prawa, kontrole, klauzule, które powodowane zwykle szlachetnymi pobudkami starają nam się wmówić: państwo wie lepiej. Zmusza się nas także do określonego zachowania. Płać na emeryturę, na rentę, ubezpiecz się na wypadek leczenia, zapnij pasy w samochodzie, noś kask, wyślij dziecko w wieku sześciu lat do szkoły.