Jawnie w służbie zniewolenia

OPZZ domaga się ujawnienia wynagrodzeń Polaków. To zamach na wolność umów.

Publikacja: 24.07.2013 20:46

Bartosz Marczuk

Bartosz Marczuk

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompala Waldemar Kompala

Jan Guz, przewodniczący OPZZ, przekonuje: ponieważ atakuje się nas, związkowców, za to, że zarabiamy krocie, to ujawnijmy zarobki wszystkich. Pytamy: ale jeśli czujecie się szykanowani, to może sami poinformujecie o swoich apanażach, nie zmuszając do tego pozostałych. – To nie byłoby fair. Albo wszyscy, albo nikt, liczy się solidaryzm społeczny – odpowiada nam Guz.

Dlatego chce, by parlament uchwalił ustawę, na podstawie której nasze PIT byłyby dostępne dla wszystkich.

To pomysł chybiony i niebezpieczny. Byłby to zamach na wolność zawierania umów, pracownicy byliby narażeni na działalność przestępców. Tok myślenia związkowców to także kolejny przejaw choroby polegającej na negowaniu prostej, ale podstawowej zasady: ludzie są dorośli i odpowiedzialni za siebie, państwo może i powinno wkraczać tylko wtedy, gdy jest to bezwzględnie konieczne.

Jaką pensję ma twój szef? Związki zawodowe chcą jawności płac

Zawieranie dwustronnych umów to jeden z filarów naszej wolności. Ale i odpowiedzialności. Dzięki temu zachowujemy prawo do stanowienia o sobie. Musimy się też liczyć z konsekwencjami naszych decyzji. Tę wolność wciąż ogranicza nam państwo. Wprowadza kodeksy, prawa, kontrole, klauzule, które powodowane zwykle szlachetnymi pobudkami starają nam się wmówić: państwo wie lepiej. Zmusza się nas także do określonego zachowania. Płać na emeryturę, na rentę, ubezpiecz się na wypadek leczenia, zapnij pasy w samochodzie, noś kask, wyślij dziecko w wieku sześciu lat do szkoły.

W duchu ograniczania naszej wolności trzeba też czytać propozycję związków. Ustawodawca będzie ingerował w dwustronną umowę pracownik–pracodawca, ujawniając powszechnie jej treść. Idąc dalej, może się okazać, że będziemy niedługo podawać do powszechnej wiadomości, za ile kupiliśmy mieszkanie czy samochód. Przymusową inwigilację można rozszerzać w nieskończoność.

Oczywiście można wyobrazić sobie sytuację, że pracownicy i pracodawcy dochodzą do wniosku, że chcą ujawnić zarobki. Nie ma w tym nic zdrożnego, dopóki podejmują taką decyzję samodzielnie, a nie pod przymusem państwa.

Związkowcom trzeba też przypomnieć, że jeśli wynagrodzenia są wypłacane z prywatnych, a nie publicznych pieniędzy, to nikomu nic do tego, ile płaci pracodawca. Może płacić, ile chce, komu chce i za co chce. Nie jest to sprawa związków czy państwa. To ryzyko właściciela firmy, jego biznes i jego strata lub zysk.

Rozwiązanie związków mogłoby też powodować konflikty w firmach oraz obniżać ich wydajność. Wbrew niedorzecznym przepisom kodeksu pracy nie jest jeszcze tak, że pracodawca płaci tyle samo osobom zatrudnionym na takich samych stanowiskach. Więcej dostaje ten, kto jest lepszy lub kogo chce, nawet według własnego widzimisię, wyróżnić pracodawca. I to jest normalne. Gdyby ujawnić zarobki, elastyczność zatrudniania byłaby ograniczona. Efekt? Podwyżki dostawaliby słabsi, obniżki – lepsi. No bo ma być „po równo”.

Nie bez znaczenia jest też narażanie osób nieco lepiej zarabiających na działanie przestępców. Nietrudno wyobrazić sobie, że na przykład porywacze czy szantażyści przeczesywaliby bazy PIT w poszukiwaniu swoich ofiar pod kątem ich zarobków.

Związki zawodowe poczuły się ostro zaatakowane pomysłem Platformy Obywatelskiej, by ograniczyć ich przywileje. Nie od dziś wiadomo, że są one zagwarantowane ustawami i tłumaczenia związkowców, że są utrzymywani wyłącznie ze składek członków, nijak się mają do rzeczywistości. Jeśli ustawa stanowi, że pracodawca musi utworzyć związkowy etat i zapewnić lokal, to jest to jego koszt.

Ich reakcją na te zarzuty powinno być ujawnienie dochodów i przywilejów. Niech opinia publiczna oceni, kto ma rację. Na pewno lepiej przyczyniłoby się to do wzrostu ich słabnącego autorytetu i znaczenia niż zmuszanie wszystkich Polaków do ujawniania zarobków. To ważne, bo związki są nam potrzebne.

Dialog, ale taki, który prowadzi do konsensusu i wspólnych ustępstw, jest lepszy niż wzajemne przerzucanie się zarzutami i obelgami. Szczególnie teraz – w dobie kryzysu, bezrobocia i niepewnego jutra.

Jan Guz, przewodniczący OPZZ, przekonuje: ponieważ atakuje się nas, związkowców, za to, że zarabiamy krocie, to ujawnijmy zarobki wszystkich. Pytamy: ale jeśli czujecie się szykanowani, to może sami poinformujecie o swoich apanażach, nie zmuszając do tego pozostałych. – To nie byłoby fair. Albo wszyscy, albo nikt, liczy się solidaryzm społeczny – odpowiada nam Guz.

Dlatego chce, by parlament uchwalił ustawę, na podstawie której nasze PIT byłyby dostępne dla wszystkich.

Pozostało 89% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Jak budować współpracę między samorządem, biznesem i nauką?
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości