Polska podejmowała kilkakrotnie próby ustalenia tego, co z polskich artefaktów znajduje się jeszcze w Szwecji. Podejmowano też rozmowy na temat dziedzictwa kulturowego Polski, ale bezskutecznie. Po dziś dzień oba kraje będąc w dobrych relacjach, udostępniają sobie wzajemnie dobra kultury, ale nie przekazują.
Całe zamieszanie wokół pierwszego wydanego drukiem Zbioru Praw Królestwa Polskiego, powstało, gdy w ostatnich dniach, oświadczenie w tej sprawie złożył szefowa MSZ Szwecji Ann Linde. Tym samym odpowiedziała na interpelację szwedzkiego parlamentarzysty o możliwość zwrócenia Polsce zabytku sprzed ponad 500 lat, zrabowanego w czasie potopu szwedzkiego. W Szwecji był to akt polityczny, a pytającym był opozycyjny poseł ze Szwedzkich Demokratów.
Konfliktem nie warto
Wystarczyło to, aby w Polsce nagle przypomniano sobie o restytucji dóbr kultury, których skutecznym odzyskiwaniem Polska nie może się poszczycić już od dawna - mówi Rzeczpospolitej, jeden z ekspertów zajmujący się przez wiele lat odzyskiwaniem dóbr kultury dla polskich muzeów i archiwów. Jak podkreślił, najcenniejszy królewski egzemplarz tego dokumentu od zawsze znajduje się najpierw w Archiwum Koronnym Krakowskim, a obecnie w Archiwum Głównym Akt Dawnych. Drugi zachowany dokument, znajduje się na Uniwersytecie w Uppsali. Dokument uchwalono w 1505 r. w Radomiu i jak mówi nasz ekspert, nie zdziwiłby się, gdyby to właśnie oddolna inicjatywa Radomia wywołała to zamieszanie. Tak jak swego czasu było to z podobnymi inicjatywami np. Słupska.
Czytaj więcej
Nie zamierzam inicjować zwrotu Statutu Łaskiego - oświadczyła szefowa MSZ Szwecji Ann Linde, odpowiadając na pytanie szwedzkiego parlamentarzysty o możliwość zwrócenia Polsce zabytku sprzed ponad 500 lat, zrabowanego w czasie potopu szwedzkiego.
- Restytucja to trudny proces, z pogranicza wielu resortów. Powinno się ją przeprowadzać z głową a nie, komu, kiedy, jaki pomysł przyjdzie do głowy. Takie podejście nie ma szans powodzenia i tylko może popsuć dobre relacje między państwami – mówi ekspert.