Reklama

Hiroszima idzie w zapomnienie

80 lat temu Japonia padła pierwszą w historii ofiarą bomby jądrowej. Jednak dziś coraz więcej Japończyków uważa, że kraj powinien sam zaopatrzyć się w broń atomową.

Publikacja: 06.08.2025 04:32

Koko Tanimoto – jedna z ocalałych. W czasie wybuchu bomby atomowej w Hiroszimie miała osiem miesięcy

Koko Tanimoto – jedna z ocalałych. W czasie wybuchu bomby atomowej w Hiroszimie miała osiem miesięcy

Foto: Naoya Azuma / The Yomiuri Shimbun via AFP;

Niezwykle silny błysk i potworny podmuch parzącego powietrza. A potem nieopisane cierpienia tych, którzy przeżyli pierwsze uderzenie. I bezkres pożarów domów obróconych w ruiny. Wspomnienia tych, którzy przeżyli amerykański atak jądrowy na Hiroszimę 6 sierpnia i Nagasaki trzy dni później różnią się w szczegółach, ale zawsze podkreślają horror tamtych dni. 

Obie bomby zabiły łącznie około 200 tys. osób, bezpośrednio oraz w wyniku ran i chorób popromiennych. Do naszych dni przy życiu pozostało 100 tys. świadków tragedii. Szok w Japonii był tak wielki, że już 2 września 1945 roku kraj zdecydował się na bezwarunkową kapitulację. W tamtym czasie, jak wynika z sondażu Gallupa, 85 proc. Amerykanów uznało użycie broni jądrowej za uzasadnione. Dziś, jak ustalił waszyngtoński instytut Pew, wątpliwości wśród respondentów w USA są znacznie większe: już tylko 35 proc. uznaje decyzję o zrzuceniu bomb atomowych za uzasadnioną, podczas gdy 31 proc. nie widzi dla niej usprawiedliwienia. 

Ale w samej Japonii ewolucja podejścia do broni jądrowej jest odmienna. Tu blisko 70 proc. spośród 1,5 tys. przepytanych ostatnio osób, które przeżyły atak w Hiroszimie i Nagasaki, obawiają się, że tragedia sprzed 80 lat nie była jednorazowym wydarzeniem, bo atak atomowy się gdzieś na świecie powtórzy.

Japończycy już nie wierzą, że USA w razie potrzeby przyjdą im na odsiecz

Czy może do tego dojść i w samym kraju wschodzącego słońca? Przez blisko osiem minionych dekad po II wojnie światowej Japonia opierała swoje bezpieczeństwo na gwarancjach Stanów Zjednoczonych. I była wierna trzem zasadom: nie dla posiadania, produkcji czy stacjonowania na japońskim terytorium broni jądrowej.

Reklama
Reklama

Jednak dziś aż 77 proc. Japończyków uważa, że w razie konieczności Stany Zjednoczone nie przyjdą na odsiecz ich państwu, a tylko 15 proc. ufa w tym względzie Ameryce. 68 proc. uważa także, że Tokio powinno rozwijać własną potęgę wojskową, a tylko 24 proc. sądzi, że trzeba tu spełniać żądania Amerykanów. Powód jest jasny: permanentne podawanie przez Donalda Trumpa w wątpliwość wsparcia nie tylko dla walczącej z Rosją Ukrainy, ale nawet dla sojuszników z NATO.

Czytaj więcej

Czy grozi nam nowy Czarnobyl? Dyrektor MAEA uspokaja

Te oczekiwania japoński rząd zaczął już wprowadzać w życie. W 2022 roku przyjął nową doktrynę bezpieczeństwa, w której zapisał, że Japonia nie powinna ograniczać się do działań obronnych, ale także szykować środki ofensywne wobec państw, które mogą zagrozić jej egzystencji. Zrezygnowano też z ograniczenia nakładów na siły zbrojne na poziomie 1 proc. PKB. W tym roku wyniosą one 1,6 proc. PKB (70 mld dol.), a do 2027 roku osiągną 2 proc. 

Esencją nowej strategii jest kontrakt na zakup od USA 400 pocisków dalekiego zasięgu Tomahawk oraz rozwój podobnej broni przez rodzimy przemysł. Japonia podpisała też strategiczne umowy wojskowe z Filipinami, Wielką Brytanią i Australią. Po raz pierwszy weszła na dużą skalę na rynek eksportu broni z kontraktem na budowę radarów dla Filipińczyków. 

Ale czy to wszystko wystarczy?

Japonia w zaledwie miesiąc mogłaby zbudować własną broń jądrową

Scott Kemp, profesor Massachusetts Institute of Technology (MIT), dla „The Atlantic”

Reklama
Reklama

Scott Kemp, profesor Massachusetts Institute of Technology (MIT) specjalizujący się w broni atomowej, mówi pismu „The Atlantic”, że Japonia w zaledwie miesiąc mogłaby zbudować własną broń jądrową. Ma więc w gotowości laboratoria, odpowiednią ilość wzbogaconego uranu, zespoły specjalistów.

Czytaj więcej

Japonia: Wyborczy sukces skrajnej prawicy. Ostrzega przed „cichą inwazją” imigrantów

Dla Japonii największym zagrożeniem są Chiny i ich mocarstwowe ambicje

Taki krok oznaczałby jednak złamanie układu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej (TNT) z 1968 roku, czego do tej pory nie zrobił żaden kraj (Indie, Pakistan, Izrael i Korea Północna nie były jego sygnatariuszami). Z pewnością czynnikiem, który mógłby pchnąć Japończyków do tak kluczowej decyzji, byłaby budowa własnego arsenału jądrowego przez Koreę Południową. Obawy w Seulu przed wycofaniem amerykańskich gwarancji bezpieczeństwa są zapewne jeszcze większe niż w Tokio. Ledwie 40 minut drogi od centrum południowokoreańskiej stolicy zaczyna się przecież linia demarkacyjna i ponure imperium Kim Dzong-una, który zbudował już arsenał około 100 pocisków jądrowych.

Część z nich to rakiety międzykontynentalne (ICBM), zdolne dosięgnąć Stany Zjednoczone. To daje możliwość komunistycznemu dyktatorowi szantażowania Waszyngtonu: jeśli przyjdzie na odsiecz Korei Południowej, USA mogą stać się ofiarą jądrowej apokalipsy. Karty Kima są zresztą mocniejsze od rosyjskiej inwazji na Ukrainę w 2022 r. Od tamtej pory Pjongjang dostarczył Moskwie znaczącej ilości amunicji i kilkanaście tysięcy żołnierzy, zapewne w zamian za wsparcie w rozwoju arsenału jądrowego. 

Ale nie tylko rozwój wydarzeń na Półwyspie Koreańskim pcha Tokio do budowy własnego arsenału jądrowego. We wspomnianej nowej strategii jądrowej to Chiny, a nie Rosja czy Korea Północna, są uznane za „największe wyzwanie” dla bezpieczeństwa Japonii. Chińskie okręty wojenne regularnie łamią granice wód przybrzeżnych wokół wysp Senkaku.

Czytaj więcej

„Wojna nuklearna. Możliwy scenariusz” Annie Jacobsen. Spłonie wszystko do gołej ziemi
Reklama
Reklama

Problem jest jednak szerszy. Chiny mają już około 600 głowic jądrowych i zwiększają ich liczbę o około 100 rocznie. To sygnał, że Xi Jinping chce stopniowo dobić do pierwszej ligi potęg jądrowych, która na razie składa się tylko ze Stanów Zjednoczonych i Rosji. Czy po to, aby przywrócić trwający wieki układ, w którym Państwo Środka jest otoczone wianuszkiem wasali, wśród których była i Japonia? W Tokio uważa się, że aby do tego nie dopuścić, konieczne jest bezwzględne wsparcie suwerenności Tajwanu. Jeśli bowiem wyspa zostanie opanowana bez walki przez Chińczyków, cały łańcuch sojuszy USA w Azji Południowo-Wschodniej przestanie być wiarygodny. Tyle że bez broni jądrowej Japonii trudno będzie w razie potrzeby samodzielnie bronić Tajwańczyków. 

Niezwykle silny błysk i potworny podmuch parzącego powietrza. A potem nieopisane cierpienia tych, którzy przeżyli pierwsze uderzenie. I bezkres pożarów domów obróconych w ruiny. Wspomnienia tych, którzy przeżyli amerykański atak jądrowy na Hiroszimę 6 sierpnia i Nagasaki trzy dni później różnią się w szczegółach, ale zawsze podkreślają horror tamtych dni. 

Obie bomby zabiły łącznie około 200 tys. osób, bezpośrednio oraz w wyniku ran i chorób popromiennych. Do naszych dni przy życiu pozostało 100 tys. świadków tragedii. Szok w Japonii był tak wielki, że już 2 września 1945 roku kraj zdecydował się na bezwarunkową kapitulację. W tamtym czasie, jak wynika z sondażu Gallupa, 85 proc. Amerykanów uznało użycie broni jądrowej za uzasadnione. Dziś, jak ustalił waszyngtoński instytut Pew, wątpliwości wśród respondentów w USA są znacznie większe: już tylko 35 proc. uznaje decyzję o zrzuceniu bomb atomowych za uzasadnioną, podczas gdy 31 proc. nie widzi dla niej usprawiedliwienia. 

Pozostało jeszcze 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Konflikty zbrojne
Mgliste perspektywy Putina na froncie. Powoli, bez sukcesów
Konflikty zbrojne
Rosja rozważa powietrzne zawieszenie broni. Polityczny „prezent” dla Trumpa?
Konflikty zbrojne
Netanjahu idzie po wszystko. Cel: Okupacja całej Strefy Gazy
Konflikty zbrojne
Władimir Putin nie ugnie się przed ultimatum Donalda Trumpa, bo wierzy w zwycięstwo
Konflikty zbrojne
Netanjahu ogłasza decyzję o pełnej okupacji Strefy Gazy. Ultimatum dla szefa Sztabu Generalnego
Materiał Promocyjny
Nie tylko okna. VELUX Polska inwestuje w ludzi, wspólnotę i przyszłość
Reklama
Reklama