Sąd nie powinien służyć za narzędzie nękania mediów, a takie obawy nasuwa najnowsze orzeczenie przeciwko tygodnikowi „Wprost", zakazujące sprzedaży tego tytułu.
Warszawski Sąd Okręgowy zakazał właścicielowi „Wprost" sprzedaży tytułu do końca procesu, jaki zamierza wytoczyć mu Roman Giertych. Tygodnik w połowie lipca zarzucił mu, że chciał tworzyć z dziennikarzami grupę, która miała wymuszać pieniądze od najbogatszych Polaków, m.in.Kulczyka, Solorza. Tekst dotyczył nagrania przez Piotra Nisztora rozmowy z Giertychem z 2011 r. Giertych twierdzi, że negocjował tylko sprzedaż praw autorskich w imieniu Kulczyka, a publikacja narusza jego dobre imię. Zakaz sprzedaży na czas procesu uzasadnia obawą, że gdy on wygra proces, wydawca może nie mieć pieniędzy na przeprosiny.
Sąd Okręgowy uznał, że Giertych dostatecznie uprawdopodobnił roszczenia i przychylił się do wniosku. Nie uwzględnił za to wniosku o zajęcie rachunku wydawcy.
Może wydać takie zabezpieczenie, choć przed kilku laty trwała dyskusja o „mrożącym" charakterze zakazów przeciwko prasie. Sejm wprowadził wreszcie do kodeksu postępowania cywilnego art. 755 § 2, mówiący, że w sprawach o ochronę dóbr osobistych zabezpieczenie w formie zakazu publikacji może być udzielone, tylko gdy nie sprzeciwia się temu ważny interes publiczny. To ograniczenie „sędziowskiej władzy" dotyczy publikacji, ale zakaz sprzedaży tytułu może mieć podobnie „mrożący" skutek.
Zakaz (jeszcze nieprawomocny) został wydany przed wniesieniem pozwu, na posiedzeniu niejawnym, tygodnik nie miał więc okazji się bronić.