Do uregulowania kwestii sygnalistów obligują Polskę przepisy unijnej dyrektywy 2019/1937, którą powinniśmy implementować do 17 grudnia 2021 r. Do tej pory tak się jednak nie stało. Efekt? Trybunał Sprawiedliwości UE zdecydował niedawno, że Polska ma płacić 40 tys. euro za każdy dzień od ogłoszenia wyroku do wdrożenia ustawy o sygnalistach.
Ma też uiścić Komisji Europejskiej 7 mln euro ryczałtu. Prace nad zmianami są już jednak mocno zaawansowane – ustawą na zakończonym w tym tygodniu posiedzeniu zajmował się już Senat. Wróci ona jeszcze co prawda do Sejmu, bo izba wyższa parlamentu wprowadziła do niej kilka zmian, w tym jedną kluczową, o którą zabiegali przedstawiciele pracodawców i przedsiębiorców. Chodzi o katalog naruszeń, które mogą być przedmiotem zgłoszenia sygnalisty. Eksperci obawiali się, że możliwość zgłaszania przypadków dotyczących prawa pracy może spowodować wypaczenie instytucji sygnalisty poprzez skupienie się właśnie na sprawach związanych z zatrudnieniem, a nie na naruszeniach prawa publicznego. Istniały też obawy, że przepisy ustawy będą wykorzystywane niezgodnie z ich przeznaczeniem, przykładowo do uzyskania ochrony przed zwolnieniem.
Czytaj więcej
Pracodawcy i organy publiczne będą mieć dość dużą swobodę w ukształtowaniu zasad prowadzenia postępowań wyjaśniających. Pozwoli to organizacji przyjąć rozwiązania najwłaściwsze z punktu widzenia jej specyfiki.
Krytyczne uwagi przedstawił też główny inspektor pracy. W swojej opinii wskazał na istniejące ryzyko, że przyjęte rozwiązania będą wykorzystywane w sporach pracowniczych jedynie w celu objęcia szerszą ochroną i spowodują znaczne zwiększenie liczby skarg wpływających do PIP. Senatorowie podzielili te obawy i usunęli kontrowersyjne prawo pracy z zakresu przedmiotowego ustawy.
– Zdajemy sobie sprawę, że to jeszcze nie koniec procesu legislacyjnego, ale przyjętą przez Senat poprawkę traktujemy jako dobry znak. Pozostawienie bez zmian katalogu naruszeń rodziłoby wiele obaw – mówi Wioletta Żukowska-Czaplicka z Federacji Przedsiębiorców Polskich.