Dramat rozegrał się 13 stycznia 2019 r. w Gdańsku, podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, na oczach uczestników i milionów telewidzów. Podczas odpalania zimnych ogni Stefan W. wbiegł na scenę i z bardzo dużą siłą kilkukrotnie ugodził prezydenta. Po ataku, grożąc nożem, zmusił prowadzącego imprezę do oddania mikrofonu, powiedział, kim jest, i podał motyw zabójstwa. Twierdził, że był niesłusznie skazany za rozboje i dostał za wysoki wyrok. Z jego słów wynikało, że ogólnie utożsamiał osobę prezydenta Gdańska ze sprawującymi władzę, w tym sądowniczą, w czasie, kiedy go skazano.
Jak pisaliśmy w "Rzeczpospolitej", śledztwo trwało trzy lata, na co wpływ miały rozbieżne opinie biegłych, dotyczące poczytalności zabójcy. W trzeciej, rozstrzygającej – biegli orzekli, że w chwili ataku Stefan W. miał ograniczoną poczytalność (według pierwszej miał ją całkowicie zniesioną). Taka osoba może odpowiadać karnie, a sąd może wobec niej zastosować nadzwyczajne złagodzenie kary.
Czytaj więcej
Dopiero trzecia opinia biegłych dała pewność, że Stefana W. można postawić przed sądem. Odpowie z...
Żona zamordowanego prezydenta Gdańska - Magdalena Adamowicz poinformowała w mediach społecznościowych, że nie stawi się dzisiaj w sądzie.
- W tym procesie, wspólnie z bratem Pawła, Piotrem Adamowiczem jesteśmy oskarżycielami posiłkowymi. Niestety, nie pojawię się dzisiaj na rozprawie w Sądzie Okręgowym w Gdańsku. Rozpoczęcie procesu zabójcy mojego męża otwiera na nowo jeszcze niezagojone rany. Nie jestem gotowa spojrzeć na człowieka, który nieodwracalnie zmienił życie moje oraz moich córek - napisała Magdalena Adamowicz.