Komisje, które miały orzekać o błędach medycznych działają z poślizgiem

Komisje ds. zdarzeń medycznych spóźniają się z wydawaniem orzeczeń, bo nie mogą zdobyć opinii biegłych.

Publikacja: 29.01.2013 09:22

Komisje ds. zdarzeń medycznych spóźniają się z wydawaniem orzeczeń, bo nie mogą zdobyć opinii biegły

Komisje ds. zdarzeń medycznych spóźniają się z wydawaniem orzeczeń, bo nie mogą zdobyć opinii biegłych.

Foto: www.sxc.hu

Szybka ścieżka uzyskiwania odszkodowań, jaką miały być wojewódzkie komisje ds. orzekania o zdarzeniach medycznych, zawodzi. Postępowanie przed działającymi od roku komisjami trwa dłużej niż cztery miesiące przewidziane w ustawie o prawach pacjenta i rzeczniku praw pacjenta. Komisje, podobnie jak sądy, mają bowiem problemy ze znalezieniem biegłych.

Eksperci odmawiają

– Ich lista jest krótka, a eksperci powszechnie odmawiają sporządzenia opinii – mówi Jolanta Budzowska, radca prawny i członek małopolskiej komisji ds. orzekania o zdarzeniach medycznych.

Podkreśla, że komisja jest w stanie orzec w cztery miesiące o tym, czy doszło do zdarzenia medycznego w szpitalu, ale tylko w sprawach najprostszych,w których członkowie bazują na własnej wiedzy. Zgodnie z przepisami w składzie orzekającym muszą zasiadać dwie osoby z wykształceniem prawniczym i dwie z medycznym.

Kłopoty członków komisji zaczynają się, gdy przypadek pacjenta składającego wniosek o odszkodowanie jest bardziej skomplikowany. Komisja ma wówczas prawo poprosić o opinię biegłego, który jest konsultantem wojewódzkim w danej dziedzinie medycyny lub figuruje na specjalnej liście rzecznika praw pacjenta.

– Dzwonimy do lekarzy i oni dopiero wtedy dowiadują się, że figurują na takiej liście, a dodatkowo muszą sporządzić opinię – mówi Natalia Łojko, członek mazowieckiej komisji ds. orzekania o zdarzeniach medycznych.

W przeciwieństwie do listy biegłych przy sądach okręgowych, na które eksperci wpisują się sami, listy rzecznika składają się z lekarzy wyznaczonych przez konsultanta krajowego do komisji lekarskich. Te zaś mają zupełnie inne zadania, ponieważ rozpatrują sprzeciw chorego od orzeczenia lekarza. Dlatego medycy, którzy w nich działają, mogą być nieświadomi, że pewnego dnia zadzwoni telefon od wojewody z prośbą o opinię dla komisji.

Największe problemy są z uzyskaniem opinii w dziedzinie neurochirurgii, anestezjologii, radiologii czy epidemiologii. Szukając bądź czekając na opinię biegłego, komisje muszą się liczyć z tym, że postępowanie wydłuży się minimum o półtora miesiąca.

Biegłych do wydawania opinii nie zachęca także wynagrodzenie.

– Jeśli już lekarze podejmują się ją wydać, to na ogół jest ona ilustracją przysłowia „jaka płaca, taka praca", skoro biegły może uzyskać wynagrodzenie na poziomie 400 zł – zauważa Jolanta Budzowska.

Tyle dostaje także lekarz z tytułem profesorskim, niezależnie od tego, czy będzie musiał przejrzeć jeden czy dwa segregatory z dokumentacją medyczną.

– Lekarze zarabiają przyzwoite pieniądze i za takie stawki dla sądów czy komisji pracować nie chcą – mówi Krzysztof Kordel, medyk sądowy i biegły.

Wątpliwa bezstronność

Kolejnym problemem, który trapi komisje i pacjentów, jest fakt, że środowisko lekarskie staje się hermetyczne i skonsolidowane.

– Opinie biegłych bywają niejednoznaczne i zdarza się, że lekarze nie odpowiadają bezpośrednio na nasze pytania – mówi Natalia Łojko. Prawniczka wspomina, jak w jednej z opinii biegły zamiast oceniać, czy lekarz działał zgodnie z wiedzą medyczną, napisał elaborat. Chwalił, jak wysoki jest poziom usług medycznych w szpitalu, w którym mogło dojść do zdarzenia medycznego.

– Nie powinno tak być, bo skoro lekarz decyduje się wydać opinię, to ma to robić obiektywnie, a nie wcielać się w rolę adwokata – komentuje dr Kordel.

Z kolei Piotr Kulik, przewodniczący kujawsko-pomorskiej komisji, zaznacza, że u nich rzadko, ale też zdarzają się poślizgi z wydawaniem orzeczeń. Bardziej jednak niż problem biegłych dotyka ich kłopot z zebraniem czteroosobowego składu orzekającego.

– Większość członków ma szereg innych obowiązków zawodowych i ciężko zaplanować taki termin, by mogli zebrać się w jednym czasie. Tym bardziej że niektórzy muszą jechać kilkadziesiąt kilometrów do Bydgoszczy, a za każde posiedzenie komisji dostają symboliczne 100 zł – mówi Kulik.

Opinia

Adam Sandauer, prezes Stowarzyszenia Primum Non Nocere

Nowelizacja ustawy o prawach pacjenta i o rzeczniku praw pacjenta, która powołała komisje do spraw zdarzeń medycznych, to bubel prawny. Postępowania przed komisjami z powodu biegłych przeciągają się tak jak przed sądami. Lepszym rozwiązaniem byłyby komisje na wzór działających w Skandynawii. Nie badają one, czy doszło w ogóle do zdarzenia medycznego, czy lekarz popełnił błąd, ale zasądzają pieniądze dla pacjenta, który musi się dalej leczyć. Oprócz tego chory może zawsze iść do sądu i walczyć o odszkodowanie.

Szybka ścieżka uzyskiwania odszkodowań, jaką miały być wojewódzkie komisje ds. orzekania o zdarzeniach medycznych, zawodzi. Postępowanie przed działającymi od roku komisjami trwa dłużej niż cztery miesiące przewidziane w ustawie o prawach pacjenta i rzeczniku praw pacjenta. Komisje, podobnie jak sądy, mają bowiem problemy ze znalezieniem biegłych.

Eksperci odmawiają

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Internet i prawo autorskie
Bruksela pozwała Polskę do TSUE. Jest szybka reakcja rządu Donalda Tuska
Prawnicy
Prokurator z Radomia ma poważne kłopoty. W tle sprawa katastrofy smoleńskiej
Sądy i trybunały
Nagły zwrot w sprawie tzw. neosędziów. Resort Bodnara zmienia swój projekt
Prawo drogowe
Ten wyrok ucieszy osoby, które oblały egzamin na prawo jazdy
Dobra osobiste
Karol Nawrocki pozwany za książkę, którą napisał jako Tadeusz Batyr