Ogień - jak walczyć i się zabezpieczać

Do ugaszenia pożaru w pierwszej minucie wystarczy szklanka wody, w drugiej wiadro, w trzeciej może nie wystarczyć beczkowóz. Warto zakładać czujniki i mieć w domu gaśnicę. To zwiększa szanse w walce z żywiołem.

Publikacja: 28.07.2013 08:57

Dopiero po pożarze i interwencji strażaków właściciele budynków myślą o zabezpieczeniach.

Dopiero po pożarze i interwencji strażaków właściciele budynków myślą o zabezpieczeniach.

Foto: Fotorzepa, MW Michał Walczak

– Akurat byłem w domu letniskowym rodziców, kiedy polskie siatkarki grały mecz. W przerwie postanowiłem wziąć prysznic, ale okazało się, że światło w łazience nie działa – opowiada „Rzeczpospolitej" Mateusz, mieszkaniec Łodzi. Poprosiłem ojca o pomoc. Kiedy głowiliśmy się, o co chodzi ze światłem, poczuliśmy dym, a za chwilę zauważyliśmy, że w płomieniach stoi cały dach domu – opowiada.

Pożar szybko się rozszerzał. Rodzina zadzwoniła po straż i zaczęła wynosić rzeczy na ogródek, do pomocy włączyli się sąsiedzi. – Dom był już cały w dymie, a jeszcze ostatnie osoby wchodziły do środka by coś wynieść. Wokół domu zebrało się 200 gapiów. Siedzieli na wyniesionych przez nas tapczanach i obserwowali pożar – wspomina Mateusz.

Niestety, właściciele mieli pecha. Kiedy po około 20 min. dojechał wóz strażacki i rozwinął wąż, okazało się, iż ma tak mało wody, że nawet nie doleciała ona do płonącego budynku. – To było groteskowe. Okazało się, że strażacy pobrali wodę, ale zapomnieli zakręcić korek i wylała się po drodze. Po jakimś czasie przyjechały inne wozy gaśnicze, ale nie było już nadziei, że cokolwiek z domu da się uratować. Zostały zgliszcza. Najprawdopodobniej pożar spowodowała mysz, która przegryzła kable. Nie wiem, jak mogło się to stać, bo dbaliśmy o instalację. Kable były poprowadzone specjalną rynną – mówi Mateusz.

Kiedy zapala się olej na patelni, pierwszym odruchem wielu osób jest zalanie jej wodą. Tymczasem nic gorszego nie można zrobić

Karol z Poznania, po tym, jak zostawił na gazie patelnię z olejem bez opieki, musiał gasić pożar w kuchni. – Wystarczyła chwila, by mieszkanie było do remontu – opowiada Karol. Patelnia szybko stanęła w płomieniach. – Żeby to ugasić, przykryłem ją ścierką, ale to nie wystarczyło. Ścierka się zapaliła, ja wypuściłem ją z rąk, palić zaczęła się szafka, a nawet spodnie, które miałem na sobie. W kuchni było mnóstwo rzeczy z tworzyw sztucznych, więc od razu pojawiły się kłęby czarnego, gryzącego dymu. Były wszędzie. Nie tylko w kuchni, ale i na korytarzu, na klatce schodowej – mówi poznaniak.

– Zdążyłem tylko wynieść córkę do bezpiecznego miejsca i z teściową zabraliśmy się za gaszenie. Nie było nawet kiedy dzwonić po straż pożarną. Do łazienki było blisko, ugasiliśmy pożar wiadrami wody. Na szczęście nikomu nic groźnego się nie stało, choć nie obyło się bez pomocy lekarskiej. Teściowa przewróciła się na mokrej podłodze i złamała nogę. Ja byłem niegroźnie poparzony. Żona, która poszła na chwilę na zakupy, była w szoku. Kiedy wychodziła, wszystko było w porządku. Wróciła do zrujnowanego mieszkania – wspomina Karol. Przyznaje, że przed pożarem nie zdawał sobie sprawy, że ogień tak szybko się rozprzestrzenia. – To były minuty – podkreśla.

Dramat w godzinę

Podobnie szybko ogień rozprzestrzeniał się w Pyrzycach. Wszystko rozegrało się w godzinę. Tyle czasu wystarczyło, by 64 osoby straciły dach nad głową. W połowie czerwca spłonął tam budynek komunalny. Przed południem w jednym z mieszkań zauważono ogień. Z nieoficjalnych informacji wynika, że zaprószyło go dziecko, które bawiło się zapałkami lub zapalniczką. Od ognia zajęła się pościel. Po kilku chwilach w płomieniach stał cały tapczan. Budynek płonął błyskawicznie.

Na szczęście nikt nie ucierpiał. Wszystkim udało się szybko ewakuować. – Pierwsza informacja, jaka dotarła do strażaków o godzinie 11.29, dotyczyła zadymienia w jednym z mieszkań w budynku o konstrukcji murowano-drewnianej. Ogień rozprzestrzenił się w bardzo szybkim tempie i zajął wszystkie lokale – przyznał Sławomir Król z Komendy Powiatowej Straży Pożarnej w Pyrzycach.

Pożar gasiło 13 zastępów straży pożarnej. Płomienie były tak wysokie, że szybko ogarnęły dach. Czarny dym widać było na drugim końcu miasta.

Mieszkańcy spalonego budynku zostali z niczym. Ich blok nadaje się już tylko do rozbiórki. Na razie mieszkają w internacie lokalnego technikum, a urzędnicy próbują im pomóc. Zbierają pieniądze, proszą o dary rzeczowe dla pogorzelców: lodówki, pralki, kuchenki gazowe, garnki, meble, środki higieny, odzież. Wśród poszkodowanych jest 15 dzieci. Od września będą potrzebować książek, zeszytów, przyborów szkolnych. – Wciąż jeszcze spływają do nas dary i pieniądze – dowiadujemy się w Ośrodku Pomocy Społecznej, który udostępnił konto bankowe, na które można wpłacać darowizny.

Pożar w Pyrzycach przypomina tragedię z 2009 r., która wydarzyła się w Kamieniu Pomorskim. W czasie świąt wielkanocnych spłonął w nocy hotel socjalny. Doszło w nim do zwarcia instalacji elektrycznej. W płomieniach zginęły 23 osoby, 21 zostało rannych. W budynku nie było wyznaczonych dróg ewakuacyjnych, w dodatku drogę odciął ogień. Wiele osób musiało skakać przez okna z wysokich pięter. Hotel zbudowany był z materiałów łatwopalnych, m.in. styropianu, płyt wiórowych. Ściany wypełnione były pianką poliuretanową. Płonął w mgnieniu oka.

Na miejscu tragedii zjawili się prezydent Lech Kaczyński i premier Donald Tusk, ogłoszono żałobę narodową. O ochronie przeciwpożarowej, ewakuacji, gaśnicach w domu zrobiło się głośno. Ale temat szybko ucichł, a liczba pożarów wcale się nie zmniejszyła. Rocznie Państwowa Straż Pożarna wyjeżdża do blisko 184 tys. mniejszych lub większych pożarów. Wystarczy przejrzeć doniesienia z ostatniego miesiąca.

18 lipca spłonęło mieszkanie w Międzyrzeczu. Straż wezwana do budynku po godz. 21 musiała ewakuować przez okna sześcioro mieszkańców, w tym troje małych dzieci. Klatka schodowa była już zadymiona, więc mieszkańcy nie mogli wyjść samodzielnie. Akcja strażaków trwała niemal cztery godziny.

12 lipca zapaliło się mieszkanie w Gdyni. Gdy do pożaru wezwani zostali strażacy, w lokalu mieszczącym się na parterze pięciokondygnacyjnego budynku płomienie wychodziły już przez okno. Zdjęcia z miejsca akcji nie pozostawiają złudzeń. Właścicielka do mieszkania szybko nie wróci. Nic w nim nie zostało. Tylko pogorzelisko. Do szpitala odwieziono cztery osoby.

W wakacje też gaszą

Strażacy przyznają, że ratowane z pożaru osoby różnie reagują na stres. Niektórzy się śmieją, niektórzy uciekają. Czasem sami przez nieumiejętne zachowanie przyczyniają się do tego, że ogień się rozprzestrzenia.

– W pierwszej kolejności ludzie walczą o swoje życie i to jest zdrowe podejście. Jeżeli są w stanie zapobiec pożarowi, to tak robią. Trudno jednak mieć pretensję, że swoim zachowaniem przyłożyli rękę do pożaru – tłumaczy w rozmowie z „Rzeczpospolitą" mł. kpt. Grzegorz Mszyca z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Warszawie. Sam do pożarów jeździł przez cztery lata. Dziś jest rzecznikiem stołecznych strażaków.

– Ja dziś o pożarze w mojej kuchni mówię spokojnie, czasem nawet z tego żartuję, ale wtedy żartów nie było. Najedliśmy się strachu, trudno było ochłonąć – wspomina Karol.

Mateusz, który patrzył jak płonie letniskowy dom rodziców przyznaje, że takie wydarzenie to stres i szok. – Chce się jeszcze z domu coś zabrać, ale zupełnie nie wiadomo co, bierze się w zasadzie to, co pod ręką. Rodzice chcieli w tym domu mieszkać na emeryturze. Po pożarze mama przez dwa lata nie chciała tam jeździć. Dziś, choć minęło od pożaru już siedem lat, też pojawia się tam niechętnie.

Pan Adam, strażak z warszawskiej jednostki z 19-letnim stażem przyznaje, że nawet w wakacje, kiedy wielu ludzi wyjeżdża na urlopy, mają pełne ręce roboty. – Na razie konserwujemy sprzęt – mówi otwierając wóz gaśniczy. – Tak jest co piątek, trzeba sprawdzić, czy wszystko działa, czy jest w dobrym stanie. Ale w każdej chwili, jak tylko dostaniemy wezwanie, jesteśmy gotowi do wyjazdu. Najczęstsze przyczyny pożarów? Nie ma reguły, jest bardzo różnie. Czasem wypalanie trawy, czasem zwarcie instalacji elektrycznej, czasem zaprószenie ognia niedopałkiem papierosa – opowiada.

Czy ci, którzy z żywiołem ognia zmagają się na co dzień, czują lęk? – Strach przed ogniem zawsze jest, tylko głupi się nie boi. Ale jesteśmy przygotowani do tej pracy, wiemy co robić. Dyżury są całodobowe. Od godz. 8 do godz. 8 następnego dnia. Bywają takie, że jadę do wypadku i dwóch, trzech pożarów. Fakt, przez lata mojej pracy ich liczba się zmniejsza. Ale ciągle jest ich dużo.

Mł. kpt. Grzegorz Mszyca zaznacza, że w wakacje dla strażaków nie ma wolnego. – Liczba naszych wyjazdów jest na podobnym poziomie co w pozostałych miesiącach roku. A pożary wcale nie są spowodowane  przydomowymi grillami – mówi. – Płonące duże połacie ziemi to efekt wypalania traw. Apelujemy, żeby tego nie robić, bo prawdopodobieństwo przerzucenia tego pożaru z trawy na las jest bardzo duże. W lato trzeba brać pod uwagę, że ściółka leśna jest wysuszona i pamiętać, by nie wyrzucać niedopałków papierosów – przestrzega rzecznik stołecznej straży.

Patelnię nakryć pokrywką

Od bezmyślności blisko do tragedii. Co robić by uniknąć pożaru? Działać tak, by mały ogień w domu nie zamienił się w wielką łunę? Jak zachować się, gdy sytuacja będzie poważna? Jak bezpiecznie się ewakuować? – Prowadzimy zajęcia w szkołach i przedszkolach i to przynosi efekty, młodzież jest zainteresowana tematyką bezpieczeństwa przeciwpożarowego. Ale świadomość społeczna ciągle nie jest taka, jakiej byśmy sobie życzyli. Tymczasem, by zagasić płonący garnek czy inne nieduże źródło ognia, by uniknąć wielkiego pożaru często wystarczy wiedzieć, jak działać – wyjaśnia mł. kpt. Mszyca.

Lato sprzyja paleniu ognisk – na działkach, w ogródkach. By uniknąć groźnych sytuacji, dobrze przygotować odpowiednie miejsce. Powinno być zabezpieczone kamieniami, oddalone od drzwi domu, a także od materiałów łatwopalnych czy składowanych na podwórku polan lub desek. Miejsce na ognisko nie może zostać wyznaczone pod drzewem. Przy wysokim płomieniu mogłyby zająć się gałęzie.

Kiedy zapala się olej na patelni, pierwszym odruchem wielu osób jest zalanie jej wodą. Tymczasem nic gorszego nie możemy zrobić, a takie zachowanie grozi bolesnymi poparzeniami i rozprzestrzenieniem się ognia na całą kuchnię, a potem i mieszkanie. – Woda wylewana na płonącą patelnię wyparowuje w bardzo krótkim czasie i wypycha olej z całą siłą. Wtedy kuchnia może stanąć w płomieniach – tłumaczy mł. kpt. Mszyca. Co zrobić? – Garnek czy patelnię trzeba nakryć pokrywką. Ogień bez dostępu tlenu przygaśnie. Jeśli nie mamy pokrywki, trzeba garnek przykryć suchym ręcznikiem, ogień też nam zagaśnie. Ręcznik będzie zniszczony, ale to lepsze rozwiązanie niż dopuszczenie do pożaru.

Okazuje się, że palacze, którzy zapalają papierosa w łóżku, a zasypiając wywołują pożar, to wcale nie mit. – Palenie w łóżku jest bardzo niebezpieczne. Kiedy człowiek zaśnie, tli się nie tylko papieros, ale także koc czy kołdra. Wydzielają się toksyczne substancje, człowiek to wdycha, dusi się we śnie. W takiej sytuacji z jednego niedopałka może powstać wielki pożar – mówi mł. kpt. Mszyca.

W pozycji na klęczkach

Jak zabezpieczyć się przed zwarciem instalacji elektrycznej? Często trudno je przewidzieć. Jeśli instalacja nie jest przestarzała, pożar wywołany zwarciem jest wypadkiem losowym. Jeśli jednak instalacja w domu ma już swoje lata, warto ją kontrolować i modernizować. Pozwoli to zmniejszyć ryzyko pożaru.

Lepiej nie stosować bezpieczników o większej mocy niż dopuszczalna i używać tylko tylu odbiorników prądu, na ile obliczono moc instalacji. Nadmierne jej obciążenie powoduje przegrzanie się kabli i przewodów oraz wypalanie styków w gniazdkach i puszkach. Nie należy też używać uszkodzonych urządzeń elektrycznych i gazowych.

Pożarem grożą też prowizoryczne podłączenia do instalacji elektrycznych. Warto też sprawdzać, czy kupowane przez nas urządzenia mają krajowe atesty i dopuszczenia. Jeśli staną w płomieniach, nie wolno gasić ich wodą. Grozi to porażeniem prądem. Przewód zasilający trzeba wyciągnąć z gniazdka (np. drewnianym kijem od szczotki), wykręcić bezpieczniki, by odłączyć dopływ prądu.

Do ugaszenia pożaru w pierwszej minucie wystarczy szklanka wody, w drugiej potrzeba już wiadra, a w trzeciej nie wystarczy nawet beczkowóz. Kiedy przegapimy pierwszą i drugą minutę, pozostaje ewakuacja. O warunki ewakuacji na wypadek pożaru warto zadbać wcześniej. Krata utrudnia ewakuację oraz wydłuża czas oczekiwania na pomoc strażaków. Jeśli już musimy zakładać kraty, lepiej zainstalować takie, które da się otworzyć od środka. Klucz trzeba przechowywać w miejscu znanym wszystkim domownikom. Podczas pożaru może to być jedyna droga ewakuacji.

Istotne jest to, żeby z płonącego pomieszczenia próbować wyjść na klęczkach i na kolanach. – W czasie pożaru wszystko, co niebezpieczne, unosi się do góry. Warstwa szkodliwego dymu najpierw gromadzi się pod sufitem, im jest go więcej, tym bardziej schodzi w dół. W takiej sytuacji jeden haust takiego zadymionego powietrza może nas powalić do tego stopnia, że już nie wstaniemy, nie będziemy w stanie się wydostać z mieszkania – tłumaczy mł. kpt. Mszyca. Jeśli uda się nam wydostać z płonącego mieszkania, natychmiast trzeba powiadomić sąsiadów i przekonać ich do ewakuacji. Potem trzeba dzwonić na straż.

Jeśli ogień odetnie nam drogę wyjścia z mieszkania, trzeba przejść do pomieszczenia z oknem lub balkonem  usytuowanego najdalej od miejsca zagrożenia. Należy zabrać (jeśli to możliwe) mokry koc lub ręcznik i zamknąć za sobą drzwi do innych pomieszczeń na klamkę.

Zamontuj czujniki, kup gaśnicę

By w porę zorientować się, że pomieszczenie jest zadymione czy zaczadzone, warto zamontować proste czujniki, które można kupić zarówno w sklepach ze sprzętem budowlanym, przeciwpożarowym, jak i w Internecie. Dostępne są zarówno czujniki dymu, które dadzą sygnał, gdy zbyt dużo dymu pojawi się np. w domowej kuchni, jak i czujniki czadu. Gaz jest szczególnie niebezpieczny. Nie czuć go i nie widać.

Zamontowany sprzęt daje sygnał dźwiękowy. Na tyle głośny, że usłyszymy go nawet podczas snu. – Za niecałe sto złotych można zakupić dobry czujnik polskiego producenta, który wykrywa zarówno gaz, dym, jak i czad – mówi „Rz" specjalista ze sklepu Pol Poż w Radomiu. Poleca też, by zaopatrzyć się w domową gaśnicę. Łatwiej będzie pokonać chociażby płonący garnek czy patelnię. – Gaśnica pianowa czy proszkowa, która nadaje się do gaszenia pożaru np. w kuchni, to wydatek rzędu 50–100 zł. Niestety, rzadko po przeciwpożarowe zabezpieczenia przychodzą do nas ci, którzy pożaru jeszcze nie doświadczyli. Cóż, mądry Polak po szkodzie – dodaje sprzedawca.

Karol, który gasił domowy pożar przyznaje, że zaraz po zdarzeniu myślał o zakupie gaśnicy. – Od razu o tym pomyślałem, ale do tej pory nie kupiłem, jakoś to odłożyłem. W dalszym ciągu nie mam w domu żadnych zabezpieczeń, choć rzeczywiście powinienem je mieć – mówi.

Mateusz, który ma za sobą doświadczenie płonącego letniskowego domu zaznacza, że zabezpieczył własne mieszkanie w sprzęt przeciwpożarowy. – W moim czterdziestometrowym mieszkaniu mam zainstalowane czujniki i gaśnicę. Od czasu pożaru pilnuję także, by gaśnica w samochodzie była sprawna, nieprzeterminowana. Trauma po pożarze zostaje na długo.

– Akurat byłem w domu letniskowym rodziców, kiedy polskie siatkarki grały mecz. W przerwie postanowiłem wziąć prysznic, ale okazało się, że światło w łazience nie działa – opowiada „Rzeczpospolitej" Mateusz, mieszkaniec Łodzi. Poprosiłem ojca o pomoc. Kiedy głowiliśmy się, o co chodzi ze światłem, poczuliśmy dym, a za chwilę zauważyliśmy, że w płomieniach stoi cały dach domu – opowiada.

Pożar szybko się rozszerzał. Rodzina zadzwoniła po straż i zaczęła wynosić rzeczy na ogródek, do pomocy włączyli się sąsiedzi. – Dom był już cały w dymie, a jeszcze ostatnie osoby wchodziły do środka by coś wynieść. Wokół domu zebrało się 200 gapiów. Siedzieli na wyniesionych przez nas tapczanach i obserwowali pożar – wspomina Mateusz.

Pozostało 95% artykułu
W sądzie i w urzędzie
Czterolatek miał zapłacić zaległy czynsz. Sąd nie doczytał, w jakim jest wieku
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Spadki i darowizny
Podział spadku po rodzicach. Kto ma prawo do majątku po zmarłych?
W sądzie i w urzędzie
Już za trzy tygodnie list polecony z urzędu przyjdzie on-line
Zdrowie
Ważne zmiany w zasadach wystawiania recept. Pacjenci mają powody do radości
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Sądy i trybunały
Bogdan Święczkowski nowym prezesem TK. "Ewidentna wada formalna"