Ministerstwo Sprawiedliwości zamierza wprowadzić dla sędziów kary finansowe i ujawnić ich oświadczenia majątkowe. Pierwsza zmiana ma dotknąć sędziów ukaranych za dyscyplinarne przewinienia, druga wszystkich. Jeśli sąd wymierzy im karę finansową, to stracą od 5 do 15 proc. wynagrodzenia. Kara ma trwać od sześciu miesięcy do dwóch lat.
Środowisku kara się nie podoba. Mówi, że to kolejny sposób nacisku na sędziów. I trzeba przyznać, że może być w taki sposób wykorzystywany. Rozumiem niepewność sędziów i troskę o własne życie. Od miesięcy słyszą o wielkiej reformie, której na razie nie widać.
Dziennikarze docierają do pojedynczych pomysłów, które zapowiadają wręcz rewolucję w sądownictwie. A to w środowisku wzmaga niepewność i ostry sprzeciw. Jednocześnie jednak strony kara ma dotyczyć sędziów, którzy w mniejszym lub większym stopniu złamali zasady etyki czy wykonywania zawodu, popełnili przewinienie. W dodatku ma się pojawić w środku katalogu kar, który jest układany pod kątem surowości. W drobnych sprawach pozostaną więc upomnienia i nagany. Obcięcie pensji jest przewidziane, jak się wydaje, dla spraw poważniejszych. Czasami jednak taka kara może uratować sędziego przed przeniesieniem do innego sądu albo wręcz wyrzuceniem z zawodu. I te okoliczności także trzeba brać pod uwagę, szykując kolejne protesty przeciwko zmianom.
Dla wielu największą gwarancją sprawiedliwego stosowania kar dyscyplinarnych powinno być to, że cały czas za stołem sędziowskim w postępowaniach dyscyplinarnych zasiadają ich koledzy po fachu. I miejmy nadzieję, że wielka reforma tego nie zmieni.