Rz: Dobiegła końca pana prezesura w Trybunale Konstytucyjnym. Ledwie półtoraroczna, ale dość burzliwa. A na koniec jeszcze krótkie spięcie z rzecznikiem praw obywatelskich. Potrzebne?
Jerzy Stępień: Nie nazywajmy tego spięciem. Rzecznik wycofał swój wniosek w sprawie lustracji w atmosferze niedomówień, ale poprawnie. Mógł to zrobić wcześniej i nie byłoby sensacji. Chodziło o wniosek, który miał być rozpatrywany w maju ubiegłego roku razem z wnioskiem poselskim w sprawie ustawy lustracyjnej. Wtedy został wyłączony do odrębnego postępowania, bo reprezentujący marszałka Sejmu poseł Arkadiusz Mularczyk miał za wąskie pełnomocnictwa i nie mógł się wypowiadać w jego sprawie. Ponieważ po ubiegłorocznym wyroku do rozstrzygnięcia pozostał już tylko jeden problem, rzecznik wycofał wniosek, a Trybunał umorzył sprawę.
Rzecznik wiąże to jednak z kwestią wyłączania sędziów. Dlatego chce czekać na wynik rozprawy w Strasburgu w sprawie Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego, bo Kościół ten zaskarżył postanowienie Trybunału sprzed kilku lat o niewyłączeniu sędziego ze sprawy.
W tamtej sprawie chodziło o mnie. Przy ubiegłorocznej rozprawie lustracyjnej poseł Mularczyk również chciał wyłączenia kilku sędziów, w tym mnie. Wszystkie wnioski zostały wówczas rozpatrzone, a przewodnicząc rozprawie, sam wyłączyłem dwóch sędziów. I na tym problem powinien zostać zamknięty.
Ale nie został. A wyłączeni wtedy dwaj sędziowie Trybunału znaleźli się w składzie, który miał rozstrzygać wniosek rzecznika w sprawie lustracji.