Nasi rozmówcy z opozycji z czasów PRL powściągliwie komentują śmierć generała. – Każdemu zmarłemu należy się szacunek – tłumaczy Henryk Wujec, dziś prezydencki minister. Jego zdaniem ocenę jego dokonań należy podzielić na różne okresy. – Miał dobrą kartę podczas II wojny światowej, a potem był wiernym funkcjonariuszem systemu – mówi. Przekonuje, że Jaruzelski zasłużył się przy pokojowym oddaniu władzy w 1989 r., ale na jego ocenę rzutuje głównie stan wojenny: – Dopóki I sekretarzem KC PZPR był Stanisław Kania, władza rozmawiała z „Solidarnością". On wprowadził stan wojenny, choć Polsce nic nie groziło oprócz puczu w partii.
Zdaniem senatora PO Jana Rulewskiego śmierć nie jest przeszkodą, by spojrzeć na Jaruzelskiego krytycznie. – Nie wykorzystał wszystkich szans, jakie dawała rzeczywistość. Przeniósł do polityki myślenie z wojska – podporządkowanie zwierzchnikom. A polityka polega również na kompromisach. On poszedł tylko raz na kompromis. A mógł zrobić to więcej razy – wskazuje Rulewski i przypomina, że podczas pacyfikacji praskiej wiosny w 1968 r. były kraje bloku sowieckiego, które nie zaangażowały się w operację tak czynnie jak Polska.
– Zabrakło mi gestu przeprosin, takiego, jaki wykonał Józef Cyrankiewicz, kłaniając się przed pomnikiem ofiar masakry na Wybrzeżu – dodaje Rulewski. – Do końca zachował lojalność dla tamtego systemu.
Powściągliwości zabrakło Leszkowi Millerowi. „Odszedł wielki Polak do końca gnębiony przez polityczne hieny i pospolite chłystki" – napisał szef SLD na Twitterze. – Odszedł człowiek, który starał się jak najlepiej służyć Polsce – stwierdził zaś były prezydent Aleksander Kwaśniewski.