W blisko 80-letniej historii NATO nie było jeszcze szczytu, który zakończyłby się tak krótką deklaracją. Ale nigdy też walka o każde słowo nie była tak zacięta. I to o sprawy zdawałoby się podstawowe.
Już w samolocie, którym Donald Trump leciał we wtorek do Hagi, amerykański prezydent wywołał popłoch wśród europejskich aliantów, oświadczając, że artykuł 5 traktatu północnoatlantyckiego podlega „interpretacji” i zależnie od niej Ameryka przyjdzie lub nie przyjdzie na odsiecz zaatakowanym sojusznikom. Jednak w środę prezydent USA przyznał, że „będzie do końca” z europejskimi partnerami. I już w pierwszym punkcie haskiej deklaracji znalazło się zobowiązanie do przestrzegania przez wszystkich 32 sojuszników zasady „atak na jednego z nas będzie atakiem na nas wszystkich”.
Czytaj więcej
Na rozpoczętym we wtorek w Hadze szczycie europejscy alianci zobowiążą się do powrotu do wydatków...
– Mam apel do Europejczyków. Nie obawiajcie się. Ameryka pozostanie z nami. Nie trzeba o to jej pytać każdego dnia – oświadczył nieco rozdrażniony sekretarz generalny NATO Mark Rutte.
Ale potencjalnych raf było w Hadze więcej. Jedną z nich okazało się zobowiązanie do drastycznego podniesienia wydatków na obronę. Wiele szkód narobił premier Hiszpanii Pedro Sanchez, który głównie z powodu polityki krajowej oświadczył, że nie wyda więcej na obronę, niż 2,1 proc. PKB, choć celem szczytu miało być 3,5 proc. PKB (plus 1,5 proc. PKB na infrastrukturę służącą pośrednio wojsku).