Subwencje z Polskiego Funduszu Rozwoju to największy hit tarczy antykryzysowej z pierwszej fali epidemii. Skorzystało z nich prawie 350 tys. firm, dostały ponad 60 mld zł. Były potknięcia w procedurze, ale generalnie pieniądze szły szybko i sprawnie. PFR chwalili nawet wieczni malkontenci.
Lekkie obiekcje mieli tylko księgowi. Dlaczego? Bo w przepisach nic o takich subwencjach nie ma, a trzeba je przecież rozliczyć. I to od razu, nie czekając na interpretacje, na które fiskus w czasie epidemii dał sobie pół roku. Na szczęście Ministerstwo Finansów wymyśliło, że subwencję należy traktować jak pożyczkę. W momencie jej otrzymania nie trzeba płacić podatku, a pokryte nią wydatki są kosztem PIT/CIT. Dla firm idealnie.
Czytaj także: Firma jednak zapłaci podatek od wsparcia z tarczy
Teraz jednak pojawiają się interpretacje, z których wynika, że podatek trzeba będzie zapłacić. Kiedy? Wtedy, gdy subwencja zostanie firmie umorzona. I trudno mieć do piszących te interpretacje urzędników pretensje. Próżno bowiem szukać w ustawach o PIT i o CIT zwolnienia dla umorzonych subwencji z PFR.
Może więc trzeba je wprowadzić? Zapytałem o to Ministerstwo Finansów równe sześć miesięcy temu. Odpowiedziało wtedy: „kwestie dotyczące podatku dochodowego od umorzonej pomocy udzielonej przez PFR w ramach Tarczy Finansowej są przedmiotem analiz. Jesteśmy w kontakcie z PFR i pracujemy nad wspólnym stanowiskiem, żeby osiągnąć korzystne rozwiązanie dla przedsiębiorców".