Na pierwszy rzut oka wygląda na spełnienie zapowiedzi premiera z exposé. Autorzy dokumentu przewidzieli w nim bowiem od 2015 r. 19-proc. podatek od dochodu, czyli podobny do tego, jakiemu podlegają przedsiębiorcy. Zapłacą go jednak tylko ci rolnicy, których przychody w 2014 r. wyniosłyby 200 tys. zł (w następnych latach ten próg miałby się stopniowo obniżyć do 100 tys. zł). Kto miałby przychody nieprzekraczające 150 tys. euro, mógłby płacić ryczałtowy, 4-proc., podatek od przychodów. Dopłaty unijne byłyby wolne od podatku. Rolnicy musieliby prowadzić ewidencję przychodów. Podatek dochodowy objąłby też zarobki z agroturystyki.
100 tys. zł to próg przychodów, powyżej którego rolnik płaciłby PIT
Rolnicy, którzy zarabialiby poniżej progu, w kolejnych latach płaciliby 185 zł rocznie od każdego hektara w swoim gospodarstwie. Dzisiejsza stawka podatku rolnego jest zaledwie o kilka złotych wyższa.
– Dla większości rolników byłoby to powtórzenie archaicznego rozwiązania, według którego podatek trzeba płacić niezależnie od tego, czy się zarobi na urodzaju czy nie – ocenia Władysław Serafin, szef Krajowego Związku Rolników, Kółek i Organizacji Rolniczych. Z kolei Zbigniew Kuźmiuk, poseł PiS, wskazuje: minister finansów nie powinien oceniać zza biurka dochodowości gospodarstwa rolnego. Jego zdaniem taki właśnie charakter ma dzisiejszy podatek rolny uzależniony od wielkości gospodarstwa i ceny zboża.
19 proc. to proponowana stawka PIT od działalności rolniczej