Gdy firma z innego kraju zakłada w Polsce biuro, nawet bez formalnego rejestrowania polskiej spółki, może się nią zainteresować fiskus i obłożyć podatkiem dochodowym. Obecność w Polsce takiego biura może oznaczać pojawienie się tzw. zakładu, czyli swoistej formy rezydencji dla celów podatkowych.
Do uznania za zakład wystarczy nawet wysłanie do innego kraju menedżerów uprawnionych do zawierania kontraktów. Tak przynajmniej wynika z umów o unikaniu podwójnego opodatkowania.
Okazuje się jednak, że w ostatnich miesiącach fiskus zaczął uznawać za zakład także „biuro” w nietypowym znaczeniu. Na przykład w interpretacji nr 0111-KDIB1-2.4010.38.2023.2.ANK Krajowa Informacja Skarbowa wypowiedziała się o przypadku, w którym spółka z Estonii zatrudniła w Polsce 20 pracowników (konkretnie – informatyków), pracujących w swoich domach. Nie miała poza tym w Polsce żadnego biura.
Czytaj więcej
Pracodawca nie musi potrącać PIT od rekompensat za internet i prąd zużyty podczas home office. Firmy obawiały się, że skarbówka może kwestionować ryczałty i ekwiwalenty przyznawane pracownikom na podstawie obowiązujących od 7 kwietnia przepisów o pracy zdalnej. I będzie naliczać od nich podatek.
W interpretacji wskazano, że o powstaniu zakładu przesądza m.in. istnienie stałej placówki. Fiskus uznał, że owa „placówka” oznacza wyodrębnioną powierzchnię, i to niekoniecznie osobne biuro. „Zatrudnienie pracowników (...), którzy mogą wykonywać powierzone im zadania w dowolnym miejscu w Polsce, w trybie home office, powoduje wyodrębnienie owej przestrzeni dla Spółki do własnej dyspozycji” – napisał dyrektor KIS, uznając, że owych 20 informatyków tworzy dla estońskiej spółki zakład, który trzeba opodatkować.