Witold M. Orłowski: Burzliwe losy złotego

Historia złotego nie była usłana różami. Ale mimo to Polska ma dziś solidną walutę.

Publikacja: 02.05.2024 04:30

Witold M. Orłowski: Burzliwe losy złotego

Foto: Adobe Stock

Tegoroczny długi weekend to prawdziwy wysyp rocznic. W środę stuknęło okrągłe 20 lat, odkąd jesteśmy w Unii Europejskiej. W czwartek mamy 20-lecie uznania 2 maja za Dzień Flagi (a nie tylko most łączący najdłuższy weekend w roku). No i oczywiście w miniony poniedziałek minęło dokładnie sto lat od narodzin złotego.

Ekonomistę kusi najbardziej to, by napisać coś na temat złotego. Nie kolejny rocznicowy panegiryk, ale wspomnienie, jak to naprawdę ze złotym było. Bo z rocznicami różnie bywa: nie każdy pochód pierwszomajowy był w Polsce spontaniczną, radosną demonstracją.

O tym, jak wielkim sukcesem było wprowadzenie złotego zamiast pożartej przez inflację marki, napisano już wiele. Złoty przetrwał sto lat, co samo w sobie jest osiągnięciem. Ale warto pamiętać o tym, że losy złotego, po szczęśliwym debiucie, nie były wcale łatwe.

Kiedy wprowadzano złotego (początkowo miał to być „lech”), planowano, że będzie trwale równy frankowi szwajcarskiemu, a więc walucie mającej oparcie w rezerwach złota i uchodzącej za symbol stabilności. Kłopoty finansowe wywołały jednak szybko kryzys złotego: do roku 1927 stracił blisko połowę wartości. Aby temu zapobiec, Polska przystąpiła do stworzonego przez Francję „złotego bloku” państw, które zadeklarowały utrzymanie silnych walut. Niestety, działo się to w czasie wielkiego kryzysu, kiedy większość krajów – z USA i Wielką Brytanią na czele – celowo dążyła do osłabienia walut, a ci, którzy tego nie zrobili, cierpieli na jeszcze większe załamanie gospodarcze niż inni. Polska niestety też.

Wojenne losy złotego pomińmy (po zajęciu kraju Niemcy nadal je emitowali, choć oczywiście bez polskiego orła; w dodatku wartość tej waluty wcale ich nie interesowała).

Kiedy władzę w Polsce przejęli komuniści, pozbawiony korony orzeł wprawdzie powrócił na banknoty, ale jednocześnie rozpoczęła się gehenna złotego. Powojenną inflację zakończyła tzw. reforma walutowa, czyli wymiana pieniędzy na nowe (ale tylko do określonych kwot, co oznaczało konfiskatę większości oszczędności).

Na początku twierdzono nawet, zapewne dla żartu, że PRL-owski złoty ma jakiś parytet wymiany na złoto. Sam złoty jednak chyba nigdy w to nie uwierzył, bo stał się walutą niewymienialną nie tylko na złoto i dolary, ale nawet na pożądane towary (jak twierdził niewdzięczny lud, „dolar jest oparty na złocie, a złoty na cynie… społecnym”). Od lat 80. zaczęła go dodatkowo pożerać coraz silniejsza inflacja, sięgająca w chwili upadku komunizmu tysiąca procent.

I dopiero wtedy, 34 lata temu, rozpoczął się proces odbudowy takiego złotego, który wymarzył sobie Grabski. Od roku 1990 znowu stał się normalnym, wymienialnym pieniądzem. W roku 1995 skreślono mu cztery zera, dzięki czemu za złotówkę znów dało się coś kupić. Do roku 2001 udało się zwalczyć wysoką, dwucyfrową inflację.

Nie ma co ukrywać, w ciągu ostatnich dwóch lat nieco się złotemu dostało. Ale mimo to nadal uważamy go za walutę godną zaufania, a to, co się nieco popsuło, powinno dać się stosunkowo szybko naprawić. Więc mimo burzliwej przeszłości możemy z pełnym zapałem życzyć jubilatowi kolejnych stu lat w dobrej formie. Chyba że kiedyś zastąpimy go przez euro.

Witold M. Orłowski

główny doradca ekonomiczny PwC w Polsce, Akademia Finansów i Biznesu Vistula

Tegoroczny długi weekend to prawdziwy wysyp rocznic. W środę stuknęło okrągłe 20 lat, odkąd jesteśmy w Unii Europejskiej. W czwartek mamy 20-lecie uznania 2 maja za Dzień Flagi (a nie tylko most łączący najdłuższy weekend w roku). No i oczywiście w miniony poniedziałek minęło dokładnie sto lat od narodzin złotego.

Ekonomistę kusi najbardziej to, by napisać coś na temat złotego. Nie kolejny rocznicowy panegiryk, ale wspomnienie, jak to naprawdę ze złotym było. Bo z rocznicami różnie bywa: nie każdy pochód pierwszomajowy był w Polsce spontaniczną, radosną demonstracją.

Pozostało 83% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację