To skandal, że politycy mający usta pełne frazesów o praworządności i państwie prawa, za nic sobie mają prawo. W tym przypadku słynną ustawę kominową z 2016 r. (ograniczyła wynagrodzenia dużych spółek SP do 15-krotności średniego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw, potem kolejne ustawy okołobudżetowe). Na pewno pierwszy zawinił PiS, który szybko zapomniał o „swojej” pisanej pod publiczkę ustawie kominowej. Jednak potem w buty wyklinanych PiS-owców wskoczyła praworządna Koalicja 15 października idąca do wyborów 2023 r. z hasłami odpolitycznienia spółek Skarbu Państwa. W tym z obrazowym apelem Szymona Hołownia, który „do tych wszystkich partyjnych tłustych kotów” miał jedno przesłanie: „pakujcie kuwety”.

Pod rządami Koalicji 15 października tłuste, partyjne koty mieli zastąpić doświadczeni, profesjonalni menedżerowie. I tak się po części stało – głównie w kontrolowanych przez SP dużych spółkach giełdowych, najbardziej wystawionych na widok publiczny. Bo już w spółkach zależnych (a giełdowi giganci mają ich dziesiątki), czy w mniej widocznych firmach trwał festiwal politycznych nominacji. Tak samo jak za czasów PiS, które będąc w opozycji przeobraziło się w tropiciela nepotyzmu i kolesiostwa.

Profesjonalni kandydaci do spółek SP (którzy zdarzali się także za czasów PiS) zdają sobie sprawę, że obejmują posady wysokiego ryzyka. Wiadomo od lat, że – niezależnie od wyników – łatwo mogą stracić stanowisko. I to nie tylko po zmianie ekipy rządzącej (Zbigniew Jagiełło, który przetrwał taką zmianę na fotelu prezesa PKO BP był tu wyjątkiem od reguły), ale również przy okazji zmian układów politycznych w rządzie. Wystarczy, że zmieni się minister aktywów, jakaś spółka zostanie przesunięta pod nadzór innego, już mamy rewolucję w jej władzach. Stąd brały się rekordowe odczyty naszego Barometru prezesów państwowych spółek, który na fali wewnętrznych przetasowań w rządzie PiS poszybował w pewnym momencie powyżej 100 pkt., co oznaczało pełną wymianę szefów tych firm. (Na ten wynik „zapracowały” spółki, które kilkukrotnie wymieniały szefów).

Menedżerowie kandydujący do władz dużych spółek SP „od zawsze” wiedzą, że będą mieli niepewną posadę. Jednak mogli być mniej więcej pewni warunków finansowych; jaka będzie ich pensja, jak będzie wyliczany roczny bonus, jakie dostaną benefity i jaką odprawę, gdyby przedwcześnie musieli pożegnać się ze stanowiskiem. Tę pewność – ważną dla każdego pracownika – podważa teraz decyzja MAP o dostosowaniu płac szefów spółek SP do wymogów ustawowych, a w praktyce o obniżce ich wynagrodzeń. Samej decyzji trudno coś zarzucić. Jest słuszna. Tyle że powinna być podjęta przed powoływaniem władz państwowych spółek. Zmiana warunków finansowych w trakcie pracy na pewno nie jest dobrą praktyką i na pewno nie zwiększy szans na pozyskanie dobrych menedżerów tak potrzebnych państwowym spółkom. Bo w to, że znajdą się chętni w partyjnych gremiach, nie wątpię.