Elektroniczny certyfikat nie jest dowodem, w jakim kraju kontrahent ma siedzibę. Potrzebny jest papierowy. To stanowisko poznańskiej Izby Skarbowej.
Dotyczy spółki, która jest częścią międzynarodowego holdingu wydawniczego. Płaci ona zagranicznym kontrahentom m.in. za usługi reklamowe. Z wynagrodzenia powinna potrącić – co do zasady – 20-proc. podatek. Jeśli jednak otrzyma od kontrahenta certyfikat rezydencji, może w ogóle go nie pobierać.
– Certyfikat rezydencji, czyli zaświadczenie o tym, gdzie kontrahent ma siedzibę albo mieszka, jest potrzebny, aby zastosować postanowienia umowy o unikaniu podwójnego opodatkowania. Można wtedy przyjąć preferencyjną stawkę podatku albo zastosować zwolnienie. Jest tak zarówno przy współpracy z firmami, jak i osobami fizycznymi – tłumaczy adwokat Piotr Świniarski.
Ułatwienie nie przechodzi
Spółka we wniosku o interpretację wyjaśniała, że często dostaje certyfikaty w formie elektronicznej (pobrane przez kontrahenta z serwera właściwego dla niego urzędu i przesłane e-mailem). Również wtedy, gdy w danym kraju, np. w Irlandii, można otrzymać też zaświadczenia papierowe.
Czy w takiej sytuacji do zastosowania zwolnienia z podatku wystarczy wersja elektroniczna?